Nie wiem co to jest.... Miłego czytania :)
Rose Granger dziś kończyła swe siedemnaste urodziny. Była równocześnie rozgoryczona i szczęśliwa. Radość ogarniała ja tylko dlatego, że w świecie czarodziei już była pełnoletnia, od równych dwóch godzin mogła rzucać zaklęciami na prawo i lewo, jednak tego nie zrobiła.
Jej życie było idealne, miała cudowny dom, chodziła do najlepszej francuskiej szkoły, była piękna, co słyszała już nie raz, a jednak... Nie wiedziała nic o swojej matce, ojca nigdy nie poznała. Wiedziała tylko to, że je zostawił, ale miała wątpliwości dotyczące prawdziwości tego stwierdzenia. Niby mama nie dawała jej powodów do tego by wątpić, a jednak jej smutne oczy kiedy o nim mówiła. Rose nie znała jego imienia, nazwiska, ponoć była jego lustrzanym odbiciem. Tak mówiła nie tylko jej matka, ale także ciocia Ginny i wujek Harry. Mimo tego, że zbliżał się ranek dwudziestego siódmego lipca Rose nie spała. Nie mogła. Dzisiaj dowie się całej prawy, choćby miało się to skończyć zmuszeniem Hermiony Jean Granger do jej wypowiedzenia. Od kilku lat, Rose, próbowała, ciągle próbowała coś wciągnąć. Ale dziś pozna prawdę, choćby miała teleportować się do Anglii.
***
-Rose, kochanie jak dobrze cie widzieć. Tak się za tobą stęskniłam.
-Cześć mamo, ja za tobą też.
-Mam dla ciebie niespodziankę moja pełnoletnia księżniczko.
-Mamo wiesz co sądzę na temat niespodzianek... zresztą właśnie ją zepsułaś. Powinnaś mi o niej nie mówić. A teraz już wiem, że coś ma być.
-Cholibka, wiedziałam, że coś zepsuję -szepnęła- dobra teleportujemy się do domu. Chcesz zrobić to sama?
-Jasne, to pa!
Rose zniknęła, bez świadomości, że w tej niespodziance będzie brał udział jej ojciec.
Gdy tylko teleporotwała się w salonie, powitał ja okrzyk „niespodzianka”. Byli chyba wszyscy jej znajomi i ciocia Ginny, wujek Harry, James, Peter,Chan,wujek Ron.
-Tak, kochanie, mamy dla ciebie imprezę niespodziankę.
Po chwili Rose zatonęła w uściskach i życzeniach oraz prezentach.
***
Impreza trwała w najlepsze. Nagle dostrzegła jej matkę siedzącą przy stole w kuchni i rozmawiającą z jakimś blondynem. Ona miała taki sam odcień koloru włosów. Domyślając się kim jest mężczyzna, pobiegła w tamtą stronę zostawiając szalejących znajomych.
-Mamo, czy to jest mój ojciec?
-Kochanie...
-Czemu mi nie powiedziałaś, że moim ojcem jest zastępca Ministra Magii w Anglii! Czemu nie powiedziałaś mi, że wdałaś się w romans z żonatym facetem! A ty – zwróciła się do mężczyzny – jak mogłeś się do mnie nigdy nie przyznać!
-Nie powiedziałaś jej nic!?
-Nie mogłam...
-Jak to nie mogłaś! Poinformowałaś mnie o wszystkim pięc lat po ślubie, pięć lat potym kiedy mogłem wszystko odkręcić. A ty mi mówisz, ze nie mogłaś! Jestes egoistką Granger, pieprzoną egoistką.
-Malfoy.. - ale ten już nie słyszał, chciał po raz pierwszy od siedemnastu lat porozmawiać z własną córką.
-Rose...
-Wow, wiesz jak mam na imię. Czemu się nie odzywałeś tyle lat, tatusiu – zdecydowanie ironię odziedziczyła po nim.
-Jeżeli pozwolisz, to wszystko ci wyjaśnię. Powinniśmy porozmawiać, zrozumieć to wszystko. Tylko we dwoje. Bez twojej mamy, która z tego wszystkiego zrobiła wielką tajemnicę.
-No to słucham, co takiego ciekawego masz mi do powiedzenia- wiedział, ze się zgodzi. W końcu po coś starannie przestrzegał się użycia słowa „musimy”. Doskonale zdawał sobie sprawę jak ono działa na nerwy.
-Myślę, że historię z Hogwaru znasz. Nienawidziliśmy się. Twoja mama i ja pochodzimy z dwóch różnych światów. Ten cały podział, stereotypy, Voldemort. A jednak irytowała mnie od zawsze. Miała lepsze wyniki w nauce niż ja, była ulubienicą profesorów. Denerwowała mnie jej perfekcyjność, radość, optymizm. To, że ma prawdziwych przyjaciół, że jest szczęśliwa. Mimo, że arystokracki świat jej na to nie pozwalał, to ona i tak żyłą pełnią życia nie tylko mugolskiego ale i czarodziejskiego. Nienawidziłem ją za te wolność. Ja nie byłem wolny. Ojciec, zasady, Voldemort, matka. Byłem uwięziony w złotej klatce.
-To ma mnie wzruszyć czy jak?
-Nie przerywaj mi. Nienawidziłem i zazdrościłem jej do czasu. Kiedy moja ciotka, Bellatrix, torturowała ją na moich oczach. Stwierdziłem, ze na pewno nie miała lekko, że tak naprawdę karamy ją za nic. Bo różnie dobrze, ja tez mogłem być mugolem. Wtedy zacząłem patrzeć na nią inaczej. Do tej pory do końca nie wiem dlaczego, Merlin to wie. W każdym razie zauważyłem jej piękne oczy, przepełnione uczuciami, czymś czego mnie nie wolno było wyrażać. Jej uroda do tej pory jest ponad przeciętna. Stwierdziłem, że muszę ją bliżej poznać. Koniecznie. Ale wtedy jeszcze nie mogłem, trwała wojna i tak naprawdę nie wiadomo było czy przeżyję. Napisałem list, w którym przeprosiłem ją za wszystko. I wysłałem go pod osłoną nocy, kiedy uciekli z Malfoy Manor. Później powiedziała mi, że go spaliła, nie chciała mieć wtedy ze mną do czynienia. Po bitwie, żeby odpokutować pomagałem odbudować Hogwart. Tam zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Najpierw o tym jak bardzo ona mnie nienawidzi, ja o tym, że mamy ładną pogodę. Potem o tym, że nie ma listu i nie przyjmuje przeprosin, a ja o tym, że napisze odę dla niej. Zaczęły się też trudniejsze tematy, gdzie zamieszkamy, co zamierzamy robić. Potter i Weasley wyjechali w tym czasie odpocząć. Łasica, znaczy Ronald zaczął spotykać się z Luną. A ona była sama. Nie miała nikogo. Więc często porywałem ją na miasto, do kluby, gdziekolwiek byleby tylko ogniki w jej spojrzeniu nie znikły. Zaczęła się śmiać z moich żartów, pewnego razu powiedziała, że już mi wybaczyła. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Rok później nie miałem jej dość, w końcu przespaliśmy się i tak zaczęliśmy się oficjalnie spotykać. Jeszcze wtedy nie wiedziałem o zaplanowanym z góry ślubie z Astorią. Byliśmy tak cholernie szczęśliwi. Do czasu kiedy moja matka znalazła papiery magicznej umowy ojca Astorii i mojego. Certyfikat narzeczeństwa, tak to się pięknie nazywa w arystokrackich rodzinach. Usidlenie życia dziecka już na początku istnienia. Kiedy powiedziałem o tym twojej matce... nie rozpaczała, powiedziała, ze była szczęśliwa i najwyraźniej tyle czasu musi nam wystarczyć. Odeszła, tak po prostu. Nie rozumiałem. Przecież wspólnymi siłami mogliśmy coś wymyślić. Cokolwiek. Przecież jest najmądrzejszą czarownicą od czasów Ravenclaw. Szukałem jej, ale jakby zapadła się pod ziemię. Odnalazła mnie miesiąc temu, tuż po moim rozwodzie z Astorią, zdradzała mnie na prawo i lewo. Byłem w szoku, że ją widzę, ze żyje. Jej przyjaciele nic nie chcieli mi powiedzieć. Tęskniłem za nią. Ale mimo tej krzywdy wybaczyłem jej, chciałem zacząć jeszcze raz wtedy ona powiedział mi, że mamy dziecko. Byłem wstrząśnięty. Dziecko? My? Przecież minęło tyle lat. Wtedy zrozumiałem. Odeszła z kawałkiem mnie do kochania. Jesteś do mnie tak podobna Rose. Pokochałem cię jak tylko zobaczyłem twoje zdjęcie. Nie mogę sobie wybaczyć, że tak długo nie było mnie przy tobie. Przepraszam.
Po tym długim monologu siedzieli w ciszy kilka minut. W końcu Draco chciał odejść.
-Wybaczam ci, chociaż ty nie zawiniłeś – uśmiechnęła się delikatnie – mama nadal ma ten list.
Nie mówiąc nic więcej wróciła na imprezę, miała tylko nadzieje, że będzie potrafiła wybaczyć matce i, że jej rodzice się zejdą. Kochali się. Widziała to w ich oczach.
***
-Powinniśmy porozmawiać.
-Powinniśmy, Malfoy.
-Daj mi powód, dzięki któremu będę mógł ci wybaczyć.
-Nie chciałam niszczyć ci życia. Wtedy, pamiętasz, pokłóciliśmy się, więc odeszłam. Chciałam, żebyś był szczęśliwy z żoną, z planowanym małżeństwem. Ta całą umowa...to wszystko mnie przerosło.
-Przerosło cię? Przerosło! Ja cię, cholera, kochałem! A ty zostawiłaś mnie z dani na dzień, starałem się znaleźć rozwiązanie, prawie je miałem, ale bez ciebie ta cała walka straciła sens. Stchórzyłaś, Granger. To powinno powodować twoje wyrzuty sumienia. Ty, gryfonka... Wstyd mi. Za ciebie i za siebie. Tak bardzo cię kochałem...
-Byłam głupia, wiem...Ale, choćbym nie wiem jak chciała o tobie zapomnieć, to nie mogłam. Rose mi o tobie przypominała. List. Zdjęcia. Wspomnienia. Wszystko... Ja cię wciąż kocham – powiedziała ze łzami w oczach.
-Ja ciebie też,Granger. Nie wiem jakim cudem.
-Czy...czy my możemy mieć jeszcze jedną szansę.
-Wiesz ile usychałem z tęsknoty? Wiesz?!?!?!?!?
-Ja też, Malfoy – potwierdziła płacząc.
-Nie wiem czy ci wybaczę, ale nie wybaczyłbym sobie gdybyśmy...nie spróbowali.
-Spróbujmy...
-Spróbujmy...
Kiedy spojrzeli w swoje oczy, nie mieli wątpliwości. Mieli tylko nadzieję, że im się uda.
Ale dzięki miłości można przecież wszystko.