poniedziałek, 27 lipca 2015

Spróbujmy...


Nie wiem co to jest.... Miłego czytania :)


Rose Granger dziś kończyła swe siedemnaste urodziny. Była równocześnie rozgoryczona i szczęśliwa. Radość ogarniała ja tylko dlatego, że w świecie czarodziei już była pełnoletnia, od równych dwóch godzin mogła rzucać zaklęciami na prawo i lewo, jednak tego nie zrobiła.
Jej życie było idealne, miała cudowny dom, chodziła do najlepszej francuskiej szkoły, była piękna, co słyszała już nie raz, a jednak... Nie wiedziała nic o swojej matce, ojca nigdy nie poznała. Wiedziała tylko to, że je zostawił, ale miała wątpliwości dotyczące prawdziwości tego stwierdzenia. Niby mama nie dawała jej powodów do tego by wątpić, a jednak jej smutne oczy kiedy o nim mówiła. Rose nie znała jego imienia, nazwiska, ponoć była jego lustrzanym odbiciem. Tak mówiła nie tylko jej matka, ale także ciocia Ginny i wujek Harry. Mimo tego, że zbliżał się ranek dwudziestego siódmego lipca Rose nie spała. Nie mogła. Dzisiaj dowie się całej prawy, choćby miało się to skończyć zmuszeniem Hermiony Jean Granger do jej wypowiedzenia. Od kilku lat, Rose, próbowała, ciągle próbowała coś wciągnąć. Ale dziś pozna prawdę, choćby miała teleportować się do Anglii.

***

-Rose, kochanie jak dobrze cie widzieć. Tak się za tobą stęskniłam.
-Cześć mamo, ja za tobą też.
-Mam dla ciebie niespodziankę moja pełnoletnia księżniczko.
-Mamo wiesz co sądzę na temat niespodzianek... zresztą właśnie ją zepsułaś. Powinnaś mi o niej nie mówić. A teraz już wiem, że coś ma być.
-Cholibka, wiedziałam, że coś zepsuję -szepnęła- dobra teleportujemy się do domu. Chcesz zrobić to sama?
-Jasne, to pa!
Rose zniknęła, bez świadomości, że w tej niespodziance będzie brał udział jej ojciec.
Gdy tylko teleporotwała się w salonie, powitał ja okrzyk „niespodzianka”. Byli chyba wszyscy jej znajomi i ciocia Ginny, wujek Harry, James, Peter,Chan,wujek Ron.
-Tak, kochanie, mamy dla ciebie imprezę niespodziankę.
Po chwili Rose zatonęła w uściskach i życzeniach oraz prezentach.

***
Impreza trwała w najlepsze. Nagle dostrzegła jej matkę siedzącą przy stole w kuchni i rozmawiającą z jakimś blondynem. Ona miała taki sam odcień koloru włosów. Domyślając się kim jest mężczyzna, pobiegła w tamtą stronę zostawiając szalejących znajomych.
-Mamo, czy to jest mój ojciec?
-Kochanie...
-Czemu mi nie powiedziałaś, że moim ojcem jest zastępca Ministra Magii w Anglii! Czemu nie powiedziałaś mi, że wdałaś się w romans z żonatym facetem! A ty – zwróciła się do mężczyzny – jak mogłeś się do mnie nigdy nie przyznać!

-Nie powiedziałaś jej nic!?
-Nie mogłam...
-Jak to nie mogłaś! Poinformowałaś mnie o wszystkim pięc lat po ślubie, pięć lat potym kiedy mogłem wszystko odkręcić. A ty mi mówisz, ze nie mogłaś! Jestes egoistką Granger, pieprzoną egoistką.
-Malfoy.. - ale ten już nie słyszał, chciał po raz pierwszy od siedemnastu lat porozmawiać z własną córką.

-Rose...
-Wow, wiesz jak mam na imię. Czemu się nie odzywałeś tyle lat, tatusiu – zdecydowanie ironię odziedziczyła po nim.
-Jeżeli pozwolisz, to wszystko ci wyjaśnię. Powinniśmy porozmawiać, zrozumieć to wszystko. Tylko we dwoje. Bez twojej mamy, która z tego wszystkiego zrobiła wielką tajemnicę.
-No to słucham, co takiego ciekawego masz mi do powiedzenia- wiedział, ze się zgodzi. W końcu po coś starannie przestrzegał się użycia słowa „musimy”. Doskonale zdawał sobie sprawę jak ono działa na nerwy.
-Myślę, że historię z Hogwaru znasz. Nienawidziliśmy się. Twoja mama i ja pochodzimy z dwóch różnych światów. Ten cały podział, stereotypy, Voldemort. A jednak irytowała mnie od zawsze. Miała lepsze wyniki w nauce niż ja, była ulubienicą profesorów. Denerwowała mnie jej perfekcyjność, radość, optymizm. To, że ma prawdziwych przyjaciół, że jest szczęśliwa. Mimo, że arystokracki świat jej na to nie pozwalał, to ona i tak żyłą pełnią życia nie tylko mugolskiego ale i czarodziejskiego. Nienawidziłem ją za te wolność. Ja nie byłem wolny. Ojciec, zasady, Voldemort, matka. Byłem uwięziony w złotej klatce.
-To ma mnie wzruszyć czy jak?
-Nie przerywaj mi. Nienawidziłem i zazdrościłem jej do czasu. Kiedy moja ciotka, Bellatrix, torturowała ją na moich oczach. Stwierdziłem, ze na pewno nie miała lekko, że tak naprawdę karamy ją za nic. Bo różnie dobrze, ja tez mogłem być mugolem. Wtedy zacząłem patrzeć na nią inaczej. Do tej pory do końca nie wiem dlaczego, Merlin to wie. W każdym razie zauważyłem jej piękne oczy, przepełnione uczuciami, czymś czego mnie nie wolno było wyrażać. Jej uroda do tej pory jest ponad przeciętna. Stwierdziłem, że muszę ją bliżej poznać. Koniecznie. Ale wtedy jeszcze nie mogłem, trwała wojna i tak naprawdę nie wiadomo było czy przeżyję. Napisałem list, w którym przeprosiłem ją za wszystko. I wysłałem go pod osłoną nocy, kiedy uciekli z Malfoy Manor. Później powiedziała mi, że go spaliła, nie chciała mieć wtedy ze mną do czynienia. Po bitwie, żeby odpokutować pomagałem odbudować Hogwart.  Tam zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Najpierw o tym jak bardzo ona mnie nienawidzi, ja o tym, że mamy ładną pogodę. Potem o tym, że nie ma listu i nie przyjmuje przeprosin, a ja o tym, że napisze odę dla niej. Zaczęły się też trudniejsze tematy, gdzie zamieszkamy, co zamierzamy robić. Potter i Weasley wyjechali w tym czasie odpocząć. Łasica, znaczy Ronald zaczął spotykać się z Luną. A ona była sama. Nie miała nikogo. Więc często porywałem ją na miasto, do kluby, gdziekolwiek byleby tylko ogniki w jej spojrzeniu nie znikły. Zaczęła się śmiać z moich żartów, pewnego razu powiedziała, że już mi wybaczyła. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Rok później nie miałem jej dość, w końcu przespaliśmy się i tak zaczęliśmy się oficjalnie spotykać. Jeszcze wtedy nie wiedziałem o zaplanowanym z góry ślubie z Astorią. Byliśmy tak cholernie szczęśliwi. Do czasu kiedy moja matka znalazła papiery magicznej umowy ojca Astorii i mojego. Certyfikat narzeczeństwa, tak to się pięknie nazywa w arystokrackich rodzinach. Usidlenie życia dziecka już na początku istnienia. Kiedy powiedziałem o tym twojej matce... nie rozpaczała, powiedziała, ze była szczęśliwa i najwyraźniej tyle czasu musi nam wystarczyć. Odeszła, tak po prostu. Nie rozumiałem. Przecież wspólnymi siłami mogliśmy coś wymyślić. Cokolwiek. Przecież jest najmądrzejszą czarownicą od czasów Ravenclaw. Szukałem jej, ale jakby zapadła się pod ziemię. Odnalazła mnie miesiąc temu, tuż po moim rozwodzie z Astorią, zdradzała mnie na prawo i lewo. Byłem w szoku, że ją widzę, ze żyje. Jej przyjaciele nic nie chcieli mi powiedzieć. Tęskniłem za nią. Ale mimo tej krzywdy wybaczyłem jej, chciałem zacząć jeszcze raz wtedy ona powiedział mi, że mamy dziecko. Byłem wstrząśnięty. Dziecko? My? Przecież minęło tyle lat. Wtedy zrozumiałem. Odeszła z kawałkiem mnie do kochania. Jesteś do mnie tak podobna Rose. Pokochałem cię jak tylko zobaczyłem twoje zdjęcie. Nie mogę sobie wybaczyć, że tak długo nie było mnie przy tobie. Przepraszam.
Po tym długim monologu siedzieli w ciszy kilka minut. W końcu Draco chciał odejść.
-Wybaczam ci, chociaż ty nie zawiniłeś – uśmiechnęła się delikatnie – mama nadal ma ten list.
Nie mówiąc nic więcej wróciła na imprezę, miała tylko nadzieje, że będzie potrafiła wybaczyć matce i, że jej rodzice się zejdą. Kochali się. Widziała to w ich oczach.

***

-Powinniśmy porozmawiać.
-Powinniśmy, Malfoy.
-Daj mi powód, dzięki któremu będę mógł ci wybaczyć.
-Nie chciałam niszczyć ci życia. Wtedy, pamiętasz, pokłóciliśmy się, więc odeszłam. Chciałam, żebyś był szczęśliwy z żoną, z planowanym małżeństwem. Ta całą umowa...to wszystko mnie przerosło.
-Przerosło cię? Przerosło! Ja cię, cholera, kochałem! A ty zostawiłaś mnie z dani na dzień, starałem się znaleźć rozwiązanie, prawie je miałem, ale bez ciebie ta cała walka straciła sens. Stchórzyłaś, Granger. To powinno powodować twoje wyrzuty sumienia. Ty, gryfonka... Wstyd mi. Za ciebie i za siebie. Tak bardzo cię kochałem...
-Byłam głupia, wiem...Ale, choćbym nie wiem jak chciała o tobie zapomnieć, to nie mogłam. Rose mi o tobie przypominała. List. Zdjęcia. Wspomnienia. Wszystko... Ja cię wciąż kocham – powiedziała ze łzami w oczach.
-Ja ciebie też,Granger. Nie wiem jakim cudem.
-Czy...czy my możemy mieć jeszcze jedną szansę.
-Wiesz ile usychałem z tęsknoty? Wiesz?!?!?!?!?
-Ja też, Malfoy – potwierdziła płacząc.
-Nie wiem czy ci wybaczę, ale nie wybaczyłbym sobie gdybyśmy...nie spróbowali.
-Spróbujmy...
-Spróbujmy...
Kiedy spojrzeli w swoje oczy, nie mieli wątpliwości. Mieli tylko nadzieję, że im się uda.
Ale dzięki miłości można przecież wszystko.

piątek, 10 lipca 2015

Jestem dumny...

Coś innego. Nie wiem czy się spodoba. Dziękuję za wszystkie komentarze kochani, dopingują moja wenę! Skorupka i Prada też komentujcie :P
Polecam do tej miniaturki posłuchać tej o to piosenki: Daj mi siłe

Cóż czytajcie i zostawiajcie opinię.
A może jakieś pomysły na parringi ?Zapraszam tutaj: Departament...


Na dworze dzisiaj czuć chłód
Taki jak od ciebie często czuć
Na trawie nie ma szronu, ale w sercu jest lód
W szklankach jest lód, który topi się na samą myśl
Wokół jest zimno, a tak bardzo chce się pić
Zgniłe liście na asfalcie pod podeszwą
Coś, co kwitnie miedzy nami musi rosnąć, nie odchodzić w przeszłość
Tak jak zieleń w liściach, które teraz depczę
Jeszcze niedawno słyszałem, ze kwitną pięknie
Te kwiaty, po których nie zostały nawet płatki
Czuję się jak małe dziecko, które zabierasz od matki
Jestem zagubiony czegoś więcej chce doświadczyć
A temperatura spada i wychładza mój organizm
Niebo gładki jak tafla jeziora
Na niej statki
Rzadko bujam w obłokach wiec rzadko widzę gwiazdy
Rzadko mówię rzeczy, które chcesz usłyszeć
Daj mi iskrę zobaczymy czy mam jeszcze siłę


Zimą wszystko wygląda inaczej. To uczucie, przy którym ty płaczesz i ja płaczę. Spacer po parku w zimny wieczór nie jest dobrym pomysłem. Ale teraz mnie to nie interesuje. Nie ma ciebie, więc nie ma sensu o siebie dbać.Straciłem rodzinę. Straciłem ciebie, siostrzyczko. Idę nie patrząc po czym chodzę i gdzie zmierzam. Jestem zagubiony, ale przecież ślizgoni nie odczuwają, nie mówią o tym głośno, uczucia są wstydliwe, gryfońskie. To ty mnie uczyłaś, ze mimo wszystko świat jest piękny. To świat mi ciebie zabrał. Cudowna optymisto, o zadartym charakterze i chropowatym sercu. Dopuściłaś mnie do siebie, pod swoją skorupę, pod którą było tak cudownie miękko i ciepło. Nigdy nie myślałem, że stracę ciebie Pan. Byłem i będę z ciebie dumny. Przepraszam, że nie rzuciłem nałogu, tego mugolskiego gówna. Tęsknie.
Teodor Nott nie czuł łez i nikotyny. Zamknął się w skorupie. Nie czuł już nic. Zbrakło mu iskry.


Jak istnieje drugi brzeg,
Poza życiem miejsce,
To chcę policzyć do trzech,
I nie być już tu gdzie jestem,
Chcę wrzucić niższy bieg,
Odrzucić presję,
Chcę wziąć wdech,
A gdy go wezmę,
Potem wziąć Cię gdzieś,
Gdzie pachnie deszczem,
Lecz nie pada,
Czas tam też jest,
Lecz nie ma tam wskazówek zegara,
Które pchają Cię i pchają nadal.
Chcę nie widzieć więcej przemocy i zła,
Złych emocji, które chcą mnie przemoczyć do cna,
Nie chcę niemocy, po czym tego poczucia,
Że brak reakcji porzuca mnie w świat wyobraźni,
Dosyć mam życia na brzegach fantazji,
Nocy pustych i samotnych, tak
Że nie wiesz ile emocji nam uciekło,
No i ja też nie wiem,
Życie tu to czasem piekło, nie wiem jak jest w niebie,
Znowu czuję wielką wściekłość, bo nie ma tu Ciebie...

Nigdy nie myślałem, że cię stracę, byłaś moją opoką, drugim brzegiem, tarczą i odskocznią. Jedyna nie wywierałaś na mnie presji. Rozumiałaś mnie jak nikt inny. Czas nie liczył się, kiedy spędzaliśmy go razem. Wiesz, że kiedyś myślałem, że masz twarz mopsa? Ha! Jesteś jedną z piękniejszych kobiet świata. Byłaś. Jak to brzmi. Byłaś, byłaś, byłaś! Jak mogłaś mnie zostawić!  Wiesz, dawno nie czułem się tak bezradny. Przy tobie się otworzyłem, znałaś drogę do mojego serca. Twoja dobroć wniknęła w moją najczystszą krew. Teraz wszystko będzie puste i samotne. Przeżyłem to piekło dla ciebie. Ty nie zrobiłaś tego dla mnie. Nie wiem czy Ci wybaczę, Pan. Nikt mnie już nie popchnie do przodu, a ja straciłem swoją zażartość i dążenie do celu mimo wszystko. Kiedyś myślałem, że  będziesz moją dziewczyną, żoną, bo tak chcieli nasi rodzice. Ale byłaś moją siostrą, jedyną i najlepszą jaką miałem. Jestem dumny, że dostąpił mnie ten zaszczyt. Kocham cię. Opiekuj się mną z góry.
Po policzkach Dracona Malfoya płyną potok łez, łez, których nawet nie czuł.


Chciałem Twojego szczęścia i Ty widzisz to pewnie
Skończę w częściach, myśląc, ze Ty nie widzisz go we mnie
Miałem się nie angażować, ale wiecznie to robię
Tak jak Góral chciałem dać Ci co najlepsze mam w sobie
Może dałem Ci za wiele, cieszyłem się każdą chwila
Albo za mocno w to wszedłem, i może to Cie speszyło
Może to mnie zgubiło, zrobiłem Ci mętlik w głowie
Ale nie potrafiłem się oddać temu w połowie
I nie żałuje żadnej chwili spędzonej z Tobą
Za to żałuję każdej spędzonej bez Ciebie
Jesteś gdzieś, ja umieram wiedząc, ze mnie nie ma obok
I nie mam pojęcia, czemu to miało taki przebieg
Oglądaliśmy horrory, żaden nie był koszmarem
Normalnie bym się zesrał, lecz przy Tobie się nie bałem
Ale odczuwam horror, dzisiaj, tutaj, teraz
Bo nie ma Ciebie obok, i boję się jak cholera!

Wiesz, Pansy, nigdy nie myślałem, że przejdę z jednego piekła w drugie. Kochanie byłaś moim słońcem, nadzieją. A teraz ciebie nie ma. Wiem, że miałem nie czuć, nie angażować się. Ale tak bardzo chciałem twojego, naszego szczęścia. A teraz zostałem z tym wszystkim sam. Z planami na przyszłość, z niedojedzonymi pasztecikami. Niewypitą ognistą i twoim ulubionym burbonem. Jak mogłaś mi to zrobić kociaku!? Żałuje każdej utraconej chwili. Każdego momentu spędzonego bez ciebie. Wiesz, przed oczami mam ciągle to co robiliśmy. Na ustach czuje te ciepłe, miękkie twoje. Stwarzałaś świetne pozory. Byłaś wredna i opryskliwa, nigdy sztucznie miła. Pamiętasz te spacery, na których mówiłaś jak bardzo kochasz naturę? Tak bardzo chciałaś zrealizować wszystkie marzenia. Prawie się nam to udało! Gdybyś tylko została... Pamiętam jak twoja łagodność i zabawność ucierpiała, kiedy dowiedziałaś się, że Czarny Pan zabił twoich rodziców i mała siostrzyczkę. Twoja inteligencja i wszechstronność, perfekcjonizm we wszystkim co robiłaś. Te wątpliwości dotyczące urody. Byłaś słodka i piękna, wstydziłaś się tego, kreowałaś się na damę z niewyparzonym językiem, zołzę. Nigdy nie zapomnę o twoich pasjach: książki, pisanie, motory... pamiętam jak się zaskoczyłem kiedy dowiedziałem się o tym, ze lubisz jednośladowce i to nie byle jakie. Chciałem ci kupić suzuki wiesz? Te mugolskie, niewiarygodnie niebezpieczne sprzęty czyniły cię szczęśliwą jak mnie miotły. Tęsknie za twoim uśmiechem, włosami opadającymi na moją klatkę, dłońmi, iskierkami w oczach. Tęsknie za wszystkim. Jestem dumny, że byłem, jestem twoim narzeczonym. Kocham Cię.
Blaise Zabini poczuł jak jego serce pękło na miliony kawałków, odczuwał strach i łzy, palące łzy niezaspokojonej i nieugaszonej tęsknoty.


Mam problem… generalnie mam ich sporo
Bo od dawna „żyć spokojnie” to oksymoron
W kraju gdzie rozwiązać się ciężej niż supeł
Wiem, nie zmienię nic, kurwa… super
Zdrowie mi siada, to trochę śmieszne
Jak myślę ile lat powinienem mieć przed sobą jeszcze
I chyba mam to w dupie
Nie chcę hajsu, zdrowia i tak nie kupię
I coraz częściej widzę strach stojąc przed lustrem
Skaczę za marzeniami i spadam w pustkę
Podobno jestem twardy jak skała
Podobno… Podobno taka jedna mnie kochała
Nie chcę już ślepo wierzyć i ślepo ufać
Uczę się jak przeżyć i co zrobić by nie upaść
Nigdy nie chciałem ci mówić o tym, że tracę nadzieję
Na lepsze jutro, co teraz ze mnie za facet ?

Parkinson, byłaś dla mnie kimś takim jak Hermiona, tylko Hermiona, ona... została, a ty odeszłaś. Myślałem, że cię nienawidziłem, cóż byłem w błędzie. Ludzie mogą popełniać błędy, Wybraniec również. Połączyła nas pasja. Nigdy nie zapomnę zdziwienia, które wypłynęło na moją twarz, gdy spotkałem cię na torze. Myślałem, że mam omamy. Czystejkrwi ślizgonka, przyjaciółka Malfoy'a na torze z motorem, ściga się! Takich rzeczy się nie zapomina. Pamiętam twój złośliwy uśmieszek, który pojawił się kiedy tylko mnie zobaczyłaś. Byłaś piękna w skórze i czarnych włosach. Wydawałaś się być stworzona dla swojej hondy. Z tobą przegrałem wyścig, jedyny, który kiedykolwiek przegrałem! Nie spodziewałem się tego. Wiesz... brakuje mi ciebie. Twojej zadziorności, zawziętości, odwagi (zabiłabyś mnie za wymienienie tej cechy), podziwiałem twoją zołzowatość, bycie sobą.  Zostawiłaś nas tak młodo, Pansy. Jak mogłaś? Nigdy nie myślałem, że to ty umrzesz. Powinnaś przeżyć to piekło. Jestem dumny, że mogłem być twoim przyjacielem, że mogłem cię  prowadzić, doradzać ci. Że pytałaś mnie o radę. Tęsknie za tobą. Czuje te łzy na kartce wiesz? Ty nigdy nie płakałaś Pan, byłaś twarda. Nie powinnaś teraz być tam... Opiekuj się nami.

Czterej byli uczniowie Hogwartu spalili swoje listy do zmarłej Pansy Parkinson. Wszyscy za nią tęsknili. Spojrzeli na siebie i zostawili Blaise'a przy grobie ukochanej. Sami odeszli topić smutki w Ognistej i burbonie, ostatnim co po niej pozostało. Trzech facetów w czerni odeszło pozostawiając za sobą biały grób i czwartego towarzysza pogrążonego w rozpaczy.