wtorek, 13 października 2015

Everybody lies.

To świat w którym szczerość więdnie
Kłamstwo trzyma w szponach
Wokół czają się fałsz i zdrada
Prawda jest najcenniejsza
Używa się jej oszczędnie.
~Małpa "Wszyscy kłamią"



Nie spodziewał się, że wyląduje na mugolskim OIOM-ie. On! Czarodziej, Wybraniec. Przecież to żarty. Ten, któremu groziła śmierć z ręki samego Czarnego Pana o mało nie zginął od pocisku w jednej z mugolskich uliczek. Nie do końca pamiętał jak to się stało. Szedł Grace Avenue i nagle zza roku wypadł ktoś i... tutaj ślad mu ginął. Kojarzył tylko broń, chyba zwykły pistolet.
-Doktor Parkinson. Pacjent w dziesiątce!
Parkinson, skąd on znał to nazwisko. Nie mógł sobie przypomnieć.
-Dwie rany postrzałowe w brzuch. Duży krwotok w okolicy wątroby. Prawdopodobnie uszkodzone jelito grube. Trzeba go oczyścić... - Parkinson.Parkinson. - Tu ma pani kartę.
-Na stół go. Zawołajcie Petersona. Jak on się nazywa. A tak...Potter. Harry Potter?!

***

-Udało nam się go poskładać. Teraz trzeba czekać aż się obudzi.
Pansy obróciła się  z zamiarem odejścia, nie miała potrzeby rozmowy z Hermioną Granger - Weasley.
-Dziękuję, Parkinson.

***
-Potter musisz zmienić dietę, twoje jelito było przerwane, więc dieta lekkostrawna do następnej kontroli. I zero alkoholu. Wątroba musi się zregenerować po tak rozległym obrażeniu. Cóż,to tyle. Miło mi się z tobą pracowało... dopóki byłeś nieprzytomny - dodała, uśmiechając się kpiąco - dzięki, za rozmowę, jednak trochę dorosłeś, Potter.
-Dzięki, Parkinson, za wszystko.
-Nie ma za co, Harry - odpowiedziała odchodząc.
-Zaczekaj, dlaczego pracujesz w mugolskim szpitalu?
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
-Już tam byłem.
-Po co chcesz tam wracać? - dodała, znikając za rogiem.

***
Śniła mi się, nie liczę, który to już raz. Uciekła. A te dwa miesiące w szpitalu wymazała ze swojej pamięci. Nie używa magii, więc nie mogę jej namierzyć. Ukryła się. Jak żołnierz na wojnie. Ale, w końcu była żołnierzem. Jest dla mnie tajemnicą i zdrajcą. Kłamczuchą. A mimo to, czuję, że wybaczyłbym jej. Wszystko. Łącznie z kłamstwem o miłości.
Bo...
Wszyscy kłamią.
Nie mogła być wyjątkiem. Za dużo razy byliśmy w piekle.







Przepraszam.

piątek, 4 września 2015

Let Her Go

Polecam blog koleżanki!


Witam w nowym roku szkolnym! Jakieś interesujące wydarzenia u Was?
Jakbyście chcieli pogadać to używam czego takiego jak GG od czasu do czasu, więc zapraszam :)
Kolejna miniaturka inspirowana piosenką, którą wszyscy znają ----Passenger - Let Her Go

Jak parring? Czekam na opinię w komentarzach. 7


Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
And you let her go
-"Let her Go" Passenger

Zrozumiałem to wszystko trochę za późno. Jak zwykle. Spóźniłem się. A teraz topię smutki w butelkach whiskey. Bardzo dojrzałe. Zepsułem ją, złamałem, nagiąłem do swoich zasad, a ona, zamiast skopać mi tyłek... zgodziła się.  Nie rozumiem, dlaczego wszystko do czego się zbliżę, umiera. Zrozumiałem, że jej potrzebuję, kiedy odeszła. A odeszła, bo ją do tego zmusiłem. Pozwoliłem jej odejść.
Widzę ją gdy tylko zamknę oczy, topię jej obraz w każdym kieliszku. Zrozumiałem, że ją kocham. Za późno. Uwierzyłem w miłość za późno, by to zrobić. Była moim słońcem, oceanem, kontynentem. Więc, pozwoliłem jej odejść. 
Nikt nie może zrozumieć toku mojego myślenia, na czele ze mną. 
Zaczęło się tak niewinnie.
Uśmiechy na korytarzach Ministerstwa. 
Delikatny dotyk dłoni, przy podawaniu dokumentów.
Pocieszenia, do których wciąż mam ambiwalentny stosunek.
Pierwsze spotkanie na kawie. "Przypadkiem" wpadłem na nią w mugolskiej części Londynu. Chyba Granger nauczyła ją mowy tego świata. Bo ja nie wiedziałem nic. A jednak przeszedłem na drugą stronę tylko po to, by ja spotkać. Zamienić z nią kilka słów. Zacząłem wpadać w obsesję. Ale zbyłem te świadomość. Nie zauważałem, ze wspinam się na szczyt. Teraz już wiem, że tam byłem, bo tak szybko spadałem. Zawsze dostawałem to czego chcę. Ona stanowiła wyzwanie. Jej rozmarzony wzrok, nieobecność. Nazywali ją Pomyluną. Kiedyś to rozumiałem, dziś nienawidzę ich za to. nienawidzę tego, że szukała przeze mnie butów. Moim domem od zawsze był Dwór. Chociaż w ciągu ostatnich dziesięciu lat przestałem tak myśleć. Po tym co działo się tu podczas wojny... Ona nie wyglądała na taką, która przejmuje się czymkolwiek, a jednak biła od niej siła. Pewien magnetyzm, który ciągnął mnie do niej jak ćmę do ognia. Wiedziałem, ze to niebezpieczne. Dla nas obojga, a mimo to drążyłem. Aż w końcu stała się moim domem. Nie wiem kiedy to się stało. Czy wtedy, kiedy piliśmy razem kawę, mugolską, w miejscu, które było tak dziwne,  a mimo to je pamiętam. A może już wtedy na korytarzach Ministerstwa. Zapewne już na pierwszej, prawdziwej randce. W paryskiej restauracji, w której wyglądała jak dama z obrazu da Vinciego. Prawdopodobnie na jednym ze spacerów, podczas rozmów o życiu, być może wtedy kiedy razem rzucaliśmy kamyki do weneckiej fontanny. W pewnym momencie odkryłem, że jest moim światłem. Dlatego, mimo że dała mi całą siebie, nagięła swoje życie do moich zasad, a ja zmieniłem swoje dla jej, spróbowałem się od niej oddalić. Kiedy mówiłem, że nic do niej nie czuje patrzyłem się w sufit, tylko po to by nie widzieć łez w jej pięknych błękitnych i szczerych oczach. Zignorowałem narastające uczucie pustki i wyszedłem. Ta miłość przychodziła bardzo powoli. W końcu pracujemy razem odkąd tylko ukończyliśmy Hogwart. Ale zniszczyłem ją. Żeby bolało mniej, kiedy spotka kogoś kto zasługuję na nią bardziej niż ja. Nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham. Tak samo jak ona mi.
Śnię o niej, pragnę dotykać jej blond pukli, delikatnych niczym jedwab, a jednak wiem, że to tylko złudzenie. Wiem, że jest złudzeniem. A może kochałem ją zbyt mocno, więc pozwoliłem jej odejść? 
Kolejny raz widzę dno kieliszka. Nie liczę już, który.
-Draconie Malfoy'u musimy porozmawiać.
Podszedł do mnie jeden z aurorów.
-Do... dobrze, ale, ekhem, jak wytrzeźwieję - mówię, po czym się oddalam. Pozwala mi odejść. Tym razem ja odchodzę. Chwiejąc się na nogach. Padam na twarz zaraz za progiem pub'u. Nie zauważyłem, że za drzwiami czeka na mnie dwóch kolejnych aurorów. Jeden z nich rzuca na mnie enervatę*. Po tym, przynajmniej jestem w stanie z nimi wymienić kilka zdań.
-Był pan dzisiaj w domu panny Lovegood?
-Tak.
-Jest pan podejrzany o jej morderstwo.
-Moderstwo! - w moich oczach pojawia się panika. 
-Jedyna wiadomość jaką zostawiła to napis na ścianie, jej własną krwią: "kochałam cię". Panna Lovegood była w ciąży. Wiedział pan o tym?
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie pozwoliłem odejść jej. Pozwoliłem odejść im. Teraz, już nigdy nie będę miał domu. Niech mnie ktoś zabije. 

*wiem zaklęcie przywracające przytomność, aczkolwiek na potrzeby opowiadania nagięłam jego użycie 


środa, 5 sierpnia 2015

Piąta trzydzieści

Witajcie!
Oto miniaturka. Z nietypową parka. Hariet przepraszam, ze to nie Hansy, ale prawie cała Hansy się zakodowała na laptopie i muszę pisać od początku. Pisanie w zeszycie jest fajne, ale potem to przepisać to ugh. (elokwencja xD) Cóż zapraszam was do czytania. A i byłabym zapomniała, kolejna miniaturka za minimum dziesięć komentarzy, wystarczy uśmiech, cokolwiek żebym tylko wiedziała, że czytacie.

CZYTACIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ - PRZEKLEŃSTWA, EROTYKA!

Luna wpadła na niego przez przypadek. Pamiętała go z akcji w Ministerstwie. Po niemalże siedmiu latach spotkali się ponownie. Co prawda nikt nie wiedział, że to on jej wtedy pomógł, ani, że wtedy dowiedzieli się, ze są sobie przeznaczeni. Ona pomogła mu trzy lata później, podczas procesu, którego miało nawet nie być. Nie sposób jest nie myśleć o swojej bratniej duszy, a jednak Luna Lovegood próbowała. Wyjechała, podróżowała po świecie, ale obezwładniająca ją samotność, nie pozwalała o nim zapomnieć. Prawie siedem lat usiłowała go wyrzucić ze swoich myśli, serca...
Kiedy zobaczyła go po powrocie, nie mogła uwierzyć. Przecież miał domowy areszt. Potem sobie przypomniała, że skazali go na pięć lat, a minęło siedem.To było on, Augustus Rookwood w całej swej powalającej krasie, cholernie diabelnego mężczyzny. Tylko dlaczego nie szukał jej. Nie dał znaku życia. Ona umierała z tęsknoty, a on... Był śmierciożercą, więc wcale nie zdziwiłaby sie gdyby udawał, ze nic do niej nie czuje, żeby nie zniszczyć jej życia. Albo nie kochał jej. Intuicja podpowiadała jej to pierwsze. A ona nigdy się nie myliła. Teraz, po tygodniu od ich "pierwszego spotkania" nie miała żadnych obaw podążając za nim korytarzami Ministerstwa Magii. Szpili i długa sukienka, kupione specjalnie na bal, który nadal trwał kilka pięter wyżej, utrudniały jej nadążenie za nim.
-Wokół ciebie unosi się ze dwa tuziny pstrokatek krętoskrzydłych*. Co cię tak zaintrygowało?
-Co sie unosi? Z resztą - dodał, machając ręką - nieważne. Wiedziałem, że nigdy tak naprawdę nie wyrośniesz z tych głupot.
Kilka kosmków jej włosów wymsknęło się z koka okalając jej delikatną, kobiecą twarz. Augustus czekał tak długo, tak długo.
-Augustusie, doskonale wiesz, że niektóre zwierzęta po prostu nie chcą być zauważ...
Przerwał jej pocałunkiem. Nie wytrzymał. Mentalnie przygotował się na cios w twarz, który nie nastąpił. Rozchyliła usta dając mu dostęp, warkną z podniecenia i radości w jej usta. Niewiarygodne uczucie kazało mu przygwoździć ją do ściany, posłuchał. Nie zauważył kiedy jego ręce dotarły pod jej sukienkę i zaczęły poznawać fakturę jej delikatnej skóry. Penetrował jej chętne usta z dokładnością magochirurga. Chciał wyssać ją od środka. Nacieszyć nią za nim odejdzie. A odejdzie, tego Augustus był pewien. Ta myśl otrzeźwiła go na tyle, by zdjąć z bioder jej nogi, które nie wiadomo kiedy go oplotły.
-Chodź, chcę cię zabrać do siebie.
-Chłodno tutaj.
-Rozpuść włosy - odpowiedział, pragnąc by tego nie robiła, jego wytrzymałość i tak była na włosku. Ich zapach, delikatność. To go zniewalało. W końcu dotarli do jego gabinetu.
-Złap mnie za rękę.
Weszli do kominka i pojawili się w jego domu, w salonie. Zaczęli się całować jeszcze tam. Kiedy po omacku dotarli do sypialni usiadł na łóżku, zostawiając ja kilka kroków przed sobą. Niedbale zrzucił marynarkę.
-Zdejmij te suknię, mała/ noc taka krótka, popatrz zaraz świt/rozpuść włosy, jeśli tego chcesz/ w twoich oczach widzę rozkosz - podszedł do niej zrzucając po drodze koszulę, Przyłożył palec do ust, po czym szepnął czule - chociaż twoje usta mówią nie/ zdejmij suknię, proszę cię.**
Jej ręce powędrowały do boku sukni gdzie było zapięcie. 
-Zwariowaliśmy. Albo świat... nie wiem.
Masując jej kark szeptał. 
-
Mówisz, że świat zwariował,/że ludzie wszyscy wkoło z życia kpią,/pewnie masz rację, kto to wie.- przejechał ustami po jej szyi jednocześnie wdychając jej zapach - Twoje ciało pachnie grzechem, mówisz,-przytknął z powrotem palec od jej ust -  ale ja nie słucham, nie,/ zdejmij suknię proszę cię.**
-Mogę ci już zaufać? - zapytała kiedy jego dłonie przykryły jej i powoli odpinały zamek.
-Zdejmij tę suknię, mała/ 
noc taka krótka, popatrz zaraz świt/ pytasz czy możesz już zaufać mi/ nie wiem bo świat zwariował,/ a twoja gładka skóra w półmroku lśni, zdejmij suknię, pomóż mi.
Suknia opadła, ukazując jej piękna ciało. Stała przed nim w stringach. Merlnie, tego się nie spodziewał. Ona bez stanika w stringach. Przeszedł go dreszcz.Nie zwracał uwagi na prędkość z jaką znów się przy niej znalazł i zaczął ją smakować, zapamiętywać, upajać się nią, jakby to był jeden jedyny raz. Schodził niżej i niżej. W końcu podniósł ją zrzucając przy okazji wysokie czarne szpilki i przeniósł do łóżka. Powiedział tylko:
-Rozpuść włosy.
I zajął się swoimi butami, skarpetkami i spodniami. Machnięciem różdżki zadbał o zaklęcie antykoncepcyjne. Przez chwile podziwiał jak jej jasna skóra i blond włosy kontrastują z czarnym jedwabiem pościeli. Nie wytrzymał smakował ją. Każdy centymetr ciała omijając strategiczne miejsca. W końcu nie mógł dłużej i zerwał ostatni skrawek materiału, który oddzielał ją od niego.
-Augustusie ja...
Oczy mu się zaświeciły.
-To dla mnie zaszczyt. Dziękuję ci.

-Za co?
-Za to, ze czekałaś na mnie. 
Pieścił ja dalej potęgując przyjemność. Czuła rosnącą falę i w końcu wybuchła niczym tsunami. 
-Mogę ci się odwdzięczyć? - przejechała paznokciami po jego klatce piersiowej i zatrzymała się na granicy bokserek.
-Nie teraz - powiedział ledwo się powstrzymując, tak bardzo tego chciał, a jednak nie mógł jej pokazać blizn tam. Nie tam. Nie chciał, żeby zapamiętała go w taki sposób. Był pewien, ze ten raz jest ich ostatnim. Pocałował ją długo i zapamiętale, aż w końcu wszedł w nią. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie bólu, a z oczu pociekły łzy. 
-O kurwa - przeklął cicho - ciii, zaraz minie. 
Czekał cierpliwie, na skraju wytrzymałości. W końcu ona zaczęła się poruszać. Doprowadzali się oboje na skraj. Az w końcu osiągnęli szczyt jedno po drugim. Ich głosy zlały się w jedno.
-Augustus -krzyknęła.
-Luna - szepnął.
Między nimi tańczyły iskierki magii, które łączyły ich na zawsze. Zasnęli wtuleni w siebie. Z przekonaniem, że obudzą się sami. W jakim błędzie byli! Nie wiedzieli, ze to był początek ich wspólnego życia. Zegar wybił piątą trzydzieści. Świt przyszedł.


* nazwa wymyślona na potrzeby opowiadania
**fragmenty piosenki "Piąta trzydzieści" zespołu Harlem

poniedziałek, 27 lipca 2015

Spróbujmy...


Nie wiem co to jest.... Miłego czytania :)


Rose Granger dziś kończyła swe siedemnaste urodziny. Była równocześnie rozgoryczona i szczęśliwa. Radość ogarniała ja tylko dlatego, że w świecie czarodziei już była pełnoletnia, od równych dwóch godzin mogła rzucać zaklęciami na prawo i lewo, jednak tego nie zrobiła.
Jej życie było idealne, miała cudowny dom, chodziła do najlepszej francuskiej szkoły, była piękna, co słyszała już nie raz, a jednak... Nie wiedziała nic o swojej matce, ojca nigdy nie poznała. Wiedziała tylko to, że je zostawił, ale miała wątpliwości dotyczące prawdziwości tego stwierdzenia. Niby mama nie dawała jej powodów do tego by wątpić, a jednak jej smutne oczy kiedy o nim mówiła. Rose nie znała jego imienia, nazwiska, ponoć była jego lustrzanym odbiciem. Tak mówiła nie tylko jej matka, ale także ciocia Ginny i wujek Harry. Mimo tego, że zbliżał się ranek dwudziestego siódmego lipca Rose nie spała. Nie mogła. Dzisiaj dowie się całej prawy, choćby miało się to skończyć zmuszeniem Hermiony Jean Granger do jej wypowiedzenia. Od kilku lat, Rose, próbowała, ciągle próbowała coś wciągnąć. Ale dziś pozna prawdę, choćby miała teleportować się do Anglii.

***

-Rose, kochanie jak dobrze cie widzieć. Tak się za tobą stęskniłam.
-Cześć mamo, ja za tobą też.
-Mam dla ciebie niespodziankę moja pełnoletnia księżniczko.
-Mamo wiesz co sądzę na temat niespodzianek... zresztą właśnie ją zepsułaś. Powinnaś mi o niej nie mówić. A teraz już wiem, że coś ma być.
-Cholibka, wiedziałam, że coś zepsuję -szepnęła- dobra teleportujemy się do domu. Chcesz zrobić to sama?
-Jasne, to pa!
Rose zniknęła, bez świadomości, że w tej niespodziance będzie brał udział jej ojciec.
Gdy tylko teleporotwała się w salonie, powitał ja okrzyk „niespodzianka”. Byli chyba wszyscy jej znajomi i ciocia Ginny, wujek Harry, James, Peter,Chan,wujek Ron.
-Tak, kochanie, mamy dla ciebie imprezę niespodziankę.
Po chwili Rose zatonęła w uściskach i życzeniach oraz prezentach.

***
Impreza trwała w najlepsze. Nagle dostrzegła jej matkę siedzącą przy stole w kuchni i rozmawiającą z jakimś blondynem. Ona miała taki sam odcień koloru włosów. Domyślając się kim jest mężczyzna, pobiegła w tamtą stronę zostawiając szalejących znajomych.
-Mamo, czy to jest mój ojciec?
-Kochanie...
-Czemu mi nie powiedziałaś, że moim ojcem jest zastępca Ministra Magii w Anglii! Czemu nie powiedziałaś mi, że wdałaś się w romans z żonatym facetem! A ty – zwróciła się do mężczyzny – jak mogłeś się do mnie nigdy nie przyznać!

-Nie powiedziałaś jej nic!?
-Nie mogłam...
-Jak to nie mogłaś! Poinformowałaś mnie o wszystkim pięc lat po ślubie, pięć lat potym kiedy mogłem wszystko odkręcić. A ty mi mówisz, ze nie mogłaś! Jestes egoistką Granger, pieprzoną egoistką.
-Malfoy.. - ale ten już nie słyszał, chciał po raz pierwszy od siedemnastu lat porozmawiać z własną córką.

-Rose...
-Wow, wiesz jak mam na imię. Czemu się nie odzywałeś tyle lat, tatusiu – zdecydowanie ironię odziedziczyła po nim.
-Jeżeli pozwolisz, to wszystko ci wyjaśnię. Powinniśmy porozmawiać, zrozumieć to wszystko. Tylko we dwoje. Bez twojej mamy, która z tego wszystkiego zrobiła wielką tajemnicę.
-No to słucham, co takiego ciekawego masz mi do powiedzenia- wiedział, ze się zgodzi. W końcu po coś starannie przestrzegał się użycia słowa „musimy”. Doskonale zdawał sobie sprawę jak ono działa na nerwy.
-Myślę, że historię z Hogwaru znasz. Nienawidziliśmy się. Twoja mama i ja pochodzimy z dwóch różnych światów. Ten cały podział, stereotypy, Voldemort. A jednak irytowała mnie od zawsze. Miała lepsze wyniki w nauce niż ja, była ulubienicą profesorów. Denerwowała mnie jej perfekcyjność, radość, optymizm. To, że ma prawdziwych przyjaciół, że jest szczęśliwa. Mimo, że arystokracki świat jej na to nie pozwalał, to ona i tak żyłą pełnią życia nie tylko mugolskiego ale i czarodziejskiego. Nienawidziłem ją za te wolność. Ja nie byłem wolny. Ojciec, zasady, Voldemort, matka. Byłem uwięziony w złotej klatce.
-To ma mnie wzruszyć czy jak?
-Nie przerywaj mi. Nienawidziłem i zazdrościłem jej do czasu. Kiedy moja ciotka, Bellatrix, torturowała ją na moich oczach. Stwierdziłem, ze na pewno nie miała lekko, że tak naprawdę karamy ją za nic. Bo różnie dobrze, ja tez mogłem być mugolem. Wtedy zacząłem patrzeć na nią inaczej. Do tej pory do końca nie wiem dlaczego, Merlin to wie. W każdym razie zauważyłem jej piękne oczy, przepełnione uczuciami, czymś czego mnie nie wolno było wyrażać. Jej uroda do tej pory jest ponad przeciętna. Stwierdziłem, że muszę ją bliżej poznać. Koniecznie. Ale wtedy jeszcze nie mogłem, trwała wojna i tak naprawdę nie wiadomo było czy przeżyję. Napisałem list, w którym przeprosiłem ją za wszystko. I wysłałem go pod osłoną nocy, kiedy uciekli z Malfoy Manor. Później powiedziała mi, że go spaliła, nie chciała mieć wtedy ze mną do czynienia. Po bitwie, żeby odpokutować pomagałem odbudować Hogwart.  Tam zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Najpierw o tym jak bardzo ona mnie nienawidzi, ja o tym, że mamy ładną pogodę. Potem o tym, że nie ma listu i nie przyjmuje przeprosin, a ja o tym, że napisze odę dla niej. Zaczęły się też trudniejsze tematy, gdzie zamieszkamy, co zamierzamy robić. Potter i Weasley wyjechali w tym czasie odpocząć. Łasica, znaczy Ronald zaczął spotykać się z Luną. A ona była sama. Nie miała nikogo. Więc często porywałem ją na miasto, do kluby, gdziekolwiek byleby tylko ogniki w jej spojrzeniu nie znikły. Zaczęła się śmiać z moich żartów, pewnego razu powiedziała, że już mi wybaczyła. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Rok później nie miałem jej dość, w końcu przespaliśmy się i tak zaczęliśmy się oficjalnie spotykać. Jeszcze wtedy nie wiedziałem o zaplanowanym z góry ślubie z Astorią. Byliśmy tak cholernie szczęśliwi. Do czasu kiedy moja matka znalazła papiery magicznej umowy ojca Astorii i mojego. Certyfikat narzeczeństwa, tak to się pięknie nazywa w arystokrackich rodzinach. Usidlenie życia dziecka już na początku istnienia. Kiedy powiedziałem o tym twojej matce... nie rozpaczała, powiedziała, ze była szczęśliwa i najwyraźniej tyle czasu musi nam wystarczyć. Odeszła, tak po prostu. Nie rozumiałem. Przecież wspólnymi siłami mogliśmy coś wymyślić. Cokolwiek. Przecież jest najmądrzejszą czarownicą od czasów Ravenclaw. Szukałem jej, ale jakby zapadła się pod ziemię. Odnalazła mnie miesiąc temu, tuż po moim rozwodzie z Astorią, zdradzała mnie na prawo i lewo. Byłem w szoku, że ją widzę, ze żyje. Jej przyjaciele nic nie chcieli mi powiedzieć. Tęskniłem za nią. Ale mimo tej krzywdy wybaczyłem jej, chciałem zacząć jeszcze raz wtedy ona powiedział mi, że mamy dziecko. Byłem wstrząśnięty. Dziecko? My? Przecież minęło tyle lat. Wtedy zrozumiałem. Odeszła z kawałkiem mnie do kochania. Jesteś do mnie tak podobna Rose. Pokochałem cię jak tylko zobaczyłem twoje zdjęcie. Nie mogę sobie wybaczyć, że tak długo nie było mnie przy tobie. Przepraszam.
Po tym długim monologu siedzieli w ciszy kilka minut. W końcu Draco chciał odejść.
-Wybaczam ci, chociaż ty nie zawiniłeś – uśmiechnęła się delikatnie – mama nadal ma ten list.
Nie mówiąc nic więcej wróciła na imprezę, miała tylko nadzieje, że będzie potrafiła wybaczyć matce i, że jej rodzice się zejdą. Kochali się. Widziała to w ich oczach.

***

-Powinniśmy porozmawiać.
-Powinniśmy, Malfoy.
-Daj mi powód, dzięki któremu będę mógł ci wybaczyć.
-Nie chciałam niszczyć ci życia. Wtedy, pamiętasz, pokłóciliśmy się, więc odeszłam. Chciałam, żebyś był szczęśliwy z żoną, z planowanym małżeństwem. Ta całą umowa...to wszystko mnie przerosło.
-Przerosło cię? Przerosło! Ja cię, cholera, kochałem! A ty zostawiłaś mnie z dani na dzień, starałem się znaleźć rozwiązanie, prawie je miałem, ale bez ciebie ta cała walka straciła sens. Stchórzyłaś, Granger. To powinno powodować twoje wyrzuty sumienia. Ty, gryfonka... Wstyd mi. Za ciebie i za siebie. Tak bardzo cię kochałem...
-Byłam głupia, wiem...Ale, choćbym nie wiem jak chciała o tobie zapomnieć, to nie mogłam. Rose mi o tobie przypominała. List. Zdjęcia. Wspomnienia. Wszystko... Ja cię wciąż kocham – powiedziała ze łzami w oczach.
-Ja ciebie też,Granger. Nie wiem jakim cudem.
-Czy...czy my możemy mieć jeszcze jedną szansę.
-Wiesz ile usychałem z tęsknoty? Wiesz?!?!?!?!?
-Ja też, Malfoy – potwierdziła płacząc.
-Nie wiem czy ci wybaczę, ale nie wybaczyłbym sobie gdybyśmy...nie spróbowali.
-Spróbujmy...
-Spróbujmy...
Kiedy spojrzeli w swoje oczy, nie mieli wątpliwości. Mieli tylko nadzieję, że im się uda.
Ale dzięki miłości można przecież wszystko.

piątek, 10 lipca 2015

Jestem dumny...

Coś innego. Nie wiem czy się spodoba. Dziękuję za wszystkie komentarze kochani, dopingują moja wenę! Skorupka i Prada też komentujcie :P
Polecam do tej miniaturki posłuchać tej o to piosenki: Daj mi siłe

Cóż czytajcie i zostawiajcie opinię.
A może jakieś pomysły na parringi ?Zapraszam tutaj: Departament...


Na dworze dzisiaj czuć chłód
Taki jak od ciebie często czuć
Na trawie nie ma szronu, ale w sercu jest lód
W szklankach jest lód, który topi się na samą myśl
Wokół jest zimno, a tak bardzo chce się pić
Zgniłe liście na asfalcie pod podeszwą
Coś, co kwitnie miedzy nami musi rosnąć, nie odchodzić w przeszłość
Tak jak zieleń w liściach, które teraz depczę
Jeszcze niedawno słyszałem, ze kwitną pięknie
Te kwiaty, po których nie zostały nawet płatki
Czuję się jak małe dziecko, które zabierasz od matki
Jestem zagubiony czegoś więcej chce doświadczyć
A temperatura spada i wychładza mój organizm
Niebo gładki jak tafla jeziora
Na niej statki
Rzadko bujam w obłokach wiec rzadko widzę gwiazdy
Rzadko mówię rzeczy, które chcesz usłyszeć
Daj mi iskrę zobaczymy czy mam jeszcze siłę


Zimą wszystko wygląda inaczej. To uczucie, przy którym ty płaczesz i ja płaczę. Spacer po parku w zimny wieczór nie jest dobrym pomysłem. Ale teraz mnie to nie interesuje. Nie ma ciebie, więc nie ma sensu o siebie dbać.Straciłem rodzinę. Straciłem ciebie, siostrzyczko. Idę nie patrząc po czym chodzę i gdzie zmierzam. Jestem zagubiony, ale przecież ślizgoni nie odczuwają, nie mówią o tym głośno, uczucia są wstydliwe, gryfońskie. To ty mnie uczyłaś, ze mimo wszystko świat jest piękny. To świat mi ciebie zabrał. Cudowna optymisto, o zadartym charakterze i chropowatym sercu. Dopuściłaś mnie do siebie, pod swoją skorupę, pod którą było tak cudownie miękko i ciepło. Nigdy nie myślałem, że stracę ciebie Pan. Byłem i będę z ciebie dumny. Przepraszam, że nie rzuciłem nałogu, tego mugolskiego gówna. Tęsknie.
Teodor Nott nie czuł łez i nikotyny. Zamknął się w skorupie. Nie czuł już nic. Zbrakło mu iskry.


Jak istnieje drugi brzeg,
Poza życiem miejsce,
To chcę policzyć do trzech,
I nie być już tu gdzie jestem,
Chcę wrzucić niższy bieg,
Odrzucić presję,
Chcę wziąć wdech,
A gdy go wezmę,
Potem wziąć Cię gdzieś,
Gdzie pachnie deszczem,
Lecz nie pada,
Czas tam też jest,
Lecz nie ma tam wskazówek zegara,
Które pchają Cię i pchają nadal.
Chcę nie widzieć więcej przemocy i zła,
Złych emocji, które chcą mnie przemoczyć do cna,
Nie chcę niemocy, po czym tego poczucia,
Że brak reakcji porzuca mnie w świat wyobraźni,
Dosyć mam życia na brzegach fantazji,
Nocy pustych i samotnych, tak
Że nie wiesz ile emocji nam uciekło,
No i ja też nie wiem,
Życie tu to czasem piekło, nie wiem jak jest w niebie,
Znowu czuję wielką wściekłość, bo nie ma tu Ciebie...

Nigdy nie myślałem, że cię stracę, byłaś moją opoką, drugim brzegiem, tarczą i odskocznią. Jedyna nie wywierałaś na mnie presji. Rozumiałaś mnie jak nikt inny. Czas nie liczył się, kiedy spędzaliśmy go razem. Wiesz, że kiedyś myślałem, że masz twarz mopsa? Ha! Jesteś jedną z piękniejszych kobiet świata. Byłaś. Jak to brzmi. Byłaś, byłaś, byłaś! Jak mogłaś mnie zostawić!  Wiesz, dawno nie czułem się tak bezradny. Przy tobie się otworzyłem, znałaś drogę do mojego serca. Twoja dobroć wniknęła w moją najczystszą krew. Teraz wszystko będzie puste i samotne. Przeżyłem to piekło dla ciebie. Ty nie zrobiłaś tego dla mnie. Nie wiem czy Ci wybaczę, Pan. Nikt mnie już nie popchnie do przodu, a ja straciłem swoją zażartość i dążenie do celu mimo wszystko. Kiedyś myślałem, że  będziesz moją dziewczyną, żoną, bo tak chcieli nasi rodzice. Ale byłaś moją siostrą, jedyną i najlepszą jaką miałem. Jestem dumny, że dostąpił mnie ten zaszczyt. Kocham cię. Opiekuj się mną z góry.
Po policzkach Dracona Malfoya płyną potok łez, łez, których nawet nie czuł.


Chciałem Twojego szczęścia i Ty widzisz to pewnie
Skończę w częściach, myśląc, ze Ty nie widzisz go we mnie
Miałem się nie angażować, ale wiecznie to robię
Tak jak Góral chciałem dać Ci co najlepsze mam w sobie
Może dałem Ci za wiele, cieszyłem się każdą chwila
Albo za mocno w to wszedłem, i może to Cie speszyło
Może to mnie zgubiło, zrobiłem Ci mętlik w głowie
Ale nie potrafiłem się oddać temu w połowie
I nie żałuje żadnej chwili spędzonej z Tobą
Za to żałuję każdej spędzonej bez Ciebie
Jesteś gdzieś, ja umieram wiedząc, ze mnie nie ma obok
I nie mam pojęcia, czemu to miało taki przebieg
Oglądaliśmy horrory, żaden nie był koszmarem
Normalnie bym się zesrał, lecz przy Tobie się nie bałem
Ale odczuwam horror, dzisiaj, tutaj, teraz
Bo nie ma Ciebie obok, i boję się jak cholera!

Wiesz, Pansy, nigdy nie myślałem, że przejdę z jednego piekła w drugie. Kochanie byłaś moim słońcem, nadzieją. A teraz ciebie nie ma. Wiem, że miałem nie czuć, nie angażować się. Ale tak bardzo chciałem twojego, naszego szczęścia. A teraz zostałem z tym wszystkim sam. Z planami na przyszłość, z niedojedzonymi pasztecikami. Niewypitą ognistą i twoim ulubionym burbonem. Jak mogłaś mi to zrobić kociaku!? Żałuje każdej utraconej chwili. Każdego momentu spędzonego bez ciebie. Wiesz, przed oczami mam ciągle to co robiliśmy. Na ustach czuje te ciepłe, miękkie twoje. Stwarzałaś świetne pozory. Byłaś wredna i opryskliwa, nigdy sztucznie miła. Pamiętasz te spacery, na których mówiłaś jak bardzo kochasz naturę? Tak bardzo chciałaś zrealizować wszystkie marzenia. Prawie się nam to udało! Gdybyś tylko została... Pamiętam jak twoja łagodność i zabawność ucierpiała, kiedy dowiedziałaś się, że Czarny Pan zabił twoich rodziców i mała siostrzyczkę. Twoja inteligencja i wszechstronność, perfekcjonizm we wszystkim co robiłaś. Te wątpliwości dotyczące urody. Byłaś słodka i piękna, wstydziłaś się tego, kreowałaś się na damę z niewyparzonym językiem, zołzę. Nigdy nie zapomnę o twoich pasjach: książki, pisanie, motory... pamiętam jak się zaskoczyłem kiedy dowiedziałem się o tym, ze lubisz jednośladowce i to nie byle jakie. Chciałem ci kupić suzuki wiesz? Te mugolskie, niewiarygodnie niebezpieczne sprzęty czyniły cię szczęśliwą jak mnie miotły. Tęsknie za twoim uśmiechem, włosami opadającymi na moją klatkę, dłońmi, iskierkami w oczach. Tęsknie za wszystkim. Jestem dumny, że byłem, jestem twoim narzeczonym. Kocham Cię.
Blaise Zabini poczuł jak jego serce pękło na miliony kawałków, odczuwał strach i łzy, palące łzy niezaspokojonej i nieugaszonej tęsknoty.


Mam problem… generalnie mam ich sporo
Bo od dawna „żyć spokojnie” to oksymoron
W kraju gdzie rozwiązać się ciężej niż supeł
Wiem, nie zmienię nic, kurwa… super
Zdrowie mi siada, to trochę śmieszne
Jak myślę ile lat powinienem mieć przed sobą jeszcze
I chyba mam to w dupie
Nie chcę hajsu, zdrowia i tak nie kupię
I coraz częściej widzę strach stojąc przed lustrem
Skaczę za marzeniami i spadam w pustkę
Podobno jestem twardy jak skała
Podobno… Podobno taka jedna mnie kochała
Nie chcę już ślepo wierzyć i ślepo ufać
Uczę się jak przeżyć i co zrobić by nie upaść
Nigdy nie chciałem ci mówić o tym, że tracę nadzieję
Na lepsze jutro, co teraz ze mnie za facet ?

Parkinson, byłaś dla mnie kimś takim jak Hermiona, tylko Hermiona, ona... została, a ty odeszłaś. Myślałem, że cię nienawidziłem, cóż byłem w błędzie. Ludzie mogą popełniać błędy, Wybraniec również. Połączyła nas pasja. Nigdy nie zapomnę zdziwienia, które wypłynęło na moją twarz, gdy spotkałem cię na torze. Myślałem, że mam omamy. Czystejkrwi ślizgonka, przyjaciółka Malfoy'a na torze z motorem, ściga się! Takich rzeczy się nie zapomina. Pamiętam twój złośliwy uśmieszek, który pojawił się kiedy tylko mnie zobaczyłaś. Byłaś piękna w skórze i czarnych włosach. Wydawałaś się być stworzona dla swojej hondy. Z tobą przegrałem wyścig, jedyny, który kiedykolwiek przegrałem! Nie spodziewałem się tego. Wiesz... brakuje mi ciebie. Twojej zadziorności, zawziętości, odwagi (zabiłabyś mnie za wymienienie tej cechy), podziwiałem twoją zołzowatość, bycie sobą.  Zostawiłaś nas tak młodo, Pansy. Jak mogłaś? Nigdy nie myślałem, że to ty umrzesz. Powinnaś przeżyć to piekło. Jestem dumny, że mogłem być twoim przyjacielem, że mogłem cię  prowadzić, doradzać ci. Że pytałaś mnie o radę. Tęsknie za tobą. Czuje te łzy na kartce wiesz? Ty nigdy nie płakałaś Pan, byłaś twarda. Nie powinnaś teraz być tam... Opiekuj się nami.

Czterej byli uczniowie Hogwartu spalili swoje listy do zmarłej Pansy Parkinson. Wszyscy za nią tęsknili. Spojrzeli na siebie i zostawili Blaise'a przy grobie ukochanej. Sami odeszli topić smutki w Ognistej i burbonie, ostatnim co po niej pozostało. Trzech facetów w czerni odeszło pozostawiając za sobą biały grób i czwartego towarzysza pogrążonego w rozpaczy.

sobota, 13 czerwca 2015

Jak prawdziwy gryfon.

Źle się dzieje z moją weną.
Ale mam coś dla Was.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Bo nie wiem, skąd przyszedł mi TAKI pomysł do głowy.
Dziękuje za wszystkie komentarze.
PS.Zostawcie po sobie najmniejszy ślad, nawet serduszko...


Miała tego wszystkiego serdecznie dość. Kolejny chłopak okazał się debilem. Czy Ona wymagała tak wiele? Chciałaby porozmawiać na poziomie, zająć czas, mieć kogoś z kim mogłaby się spełniać, a tu co? Kolejny niedorozwój umysłowy.  To chłopak, czy dziecko na Merlina! Dlaczego nie może trafić na kogoś, kto by spełnił jej oczekiwania! Czy ona chce tak wiele? Po prostu chce mężczyzny! Niestety, pod koniec dwudziestego wieku ludzie zaczęli gubić znaczenie tego słowa. Hermiona Granger próbowała skupić się na książce, ale myślała nad swoim pechem. A jak nazwać to inaczej? Najpierw był Wiktor, rozmawiał tylko o sporcie, potem był Cormac, życiowa porażka numer dwa, jedyne czego chciał to zaciągnąć ją do łóżka. Potem był Johnatan z Ravenclaw, jedyny, który spodobał jej się tak bardzo, że prawie wyłączyła swoje komórki mózgowe. Na szczęście w porę się obudziła i do niczego nie doszło. Potem skończył Hogwart ignorując ją na każdym kroku. Zamknęła się na uczucia, ale Ronald, on gdzieś ciągle był. Ale już wiedziała, że nie jest dla niej. Miał wszystko, czego można by było pragnąć, mięśnie, uśmiech, radość, czas, ale nie potrafił z nią postępować. Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę, że w życiu potrzebuje mężczyzny, kogoś kto by ją zdominował w łóżku,a  jednocześnie kochał nad życie, szanował i po prostu z nią był. Nie chciała wiele, pragnęła rozmów na poziomie, podróży i miłości, potem może dzieci i wszystkiego co z tym związane, a teraz co? Bal z okazji końca OWTMów, a ona nie ma z kim iść. Na szczęście bal dopiero za sześć miesięcy, może zdąży coś wykombinować. Hermiona Granger wiedziała jedno, szybciej zostanie starą czarownicą, niż odnajdzie mężczyznę swoich marzeń. 
Hermiona Granger, gryfonka, lat osiemnaście nie miała pojęcia, że jej marzenie się spełni.  

***
Był smutny. Ale dzielnie walczył. Został sam. Bez swojej drugiej połówki, którą tak nagle odebrała mu wojna. Miał sklep. Rodzinę. Dom. A jednak był sam. Przyzwyczajony do życia we dwoje. Czuł się zdradzony przez świat, życie. George Weasley był naprawdę zrozpaczony. 

***
-Ginny nie idę na ten bal! 
-Idziesz, idziesz tylko jeszcze o tym nie wiesz!
-Do balu zostało dwa tygodnie, a ja nie mam partnera. 
-Idziesz z Gorgem. I tak nic nie robi odkąd Fred... 
Łzy zalśniły w jej oczach. Wspomnienie Freda nadal istniało w sercach wszystkich młodych członków Zakonu Feniksa. 
-Słuchaj! To, że do siebie piszemy nie znaczy...
-PISZECIE DO SIEBIE?! I ja nic o tym nie wiem. 
Cholibka pomyślała Hermiona, no to wpadłam. 
-Yhym.
-Wiesz co Hermiono, nie spodziewałam się tego po Tobie! Nic mi nie powiedziałaś! Słucham, wszystkiego. 
-Pamiętasz jak byłyśmy w klubie z karaoke?
-Taaaak...
-Wtedy to się zaczęło. 

-Gdzie Ci mężczyźni? Prawdziwi tacy
hmmm orły, sokoły, herosy...
George Weasley całkiem przypadkiem znalazł się w tym klubie, cóż był to jedyny klub, do którego nie zdążył dotrzeć od śmierci Freda. Jakaś śliczna brunetka śpiewała piosenkę mugolki. Znał ten głos. Spojrzał na scenę, stał tam nie kto inny, jak Hermiona Granger. Uśmiechnął się do niej. Zauważyła go, widział to po jej oczach i nagłych rumieńcach, pomachał jej, puścił oczko i poszedł po alkohol. Tego wieczoru miał okrutną ochotę zatopić smutki w whiskey, tak samo jak robił to od kilku tygodni. 

-Chcesz mi powiedzieć, że mój brat pije? 
-Nie przerywaj!
-Ugh... no dobrze, opowiadaj dalej. 
-Następnego dnia wpadłam do niego, jeszcze spałaś, a ja postanowiłam z nim porozmawiać był taki smutny. Wiem, że Fred nie żyję, ale była wojna. Wojna niesie ze sob ą ofiary. Mnie też go brakuje. Na pewno nie chciałby, żebyśmy pogrążali się w smutku z powodu jego śmierci, założę się, że gdyby mógł rozśmieszałby nas dalej. Wracając... nakrzyczałam na niego za to, ze sklep nie funkcjonuje, że pije, że nie sprząta, ze was nie odwiedza, a pani Weasley czuję się tak, jakby straciła ich obu. Cóż, był bardzo zdziwiony. Tym, że podniosłam na niego głos, że weszłam do domu, że zbudziłam go aquamenti. Potem kontrolowałam go wysyłając sowy z listami. Kazałam mu pisać na odwrotnej stronie pergaminu, nasączałam go eliksirem podobnym do veritaserum. Od tamtej pory jakoś tak piszemy do siebie. 
-Czyli piszecie ze sobą jakieś trzy miesiące, a mój brat nawet ci nie powiedział, ze idzie z tobą na bal. Tylko kazał to zrobić mi! 
-Czekaj, to, to jest jego pomysł?! 
-No...tak. Tylko miałam Ci nic nie mówić. Więc nic nie wiesz. - Gin wyszła z jej dormitorium puszczając oczko. W głowie Hermiony zakwitł piękny plan. Ginevra Weasley trzymała kciuki za nowy związek najbliższych dla niej osób. Może oni tego nie wiedzieli, ale będą razem.

Przepraszam Cię George, ale nie idę na bal. 
Stwierdziłam, ze to nie ma sensu.
Hermiona

-Granger idziesz czy tego chcesz czy nie masz dwie godziny! Gin, pomóż jej się ogarnąć! 
George Weasley nie był zdenerwowany, był wściekły. Chciał dzisiaj jej wyznać, ze coś do niej poczuł, a ona co... Wyszedł z dormitorium dziewczyn. Jak się dostał do Hogwartu, tego nie wiedział nikt.
-Dziękuję -powiedziała Ginny z uśmiechem.
-Za co?
-George w końcu wyszedł z mieszkania! 
Bez słowa zabrały się za przygotowania, Ginny przeczuwała, że odmowa Hermiony była tylko pretekstem. 

***
Wyglądała jak bogini, wszystkie oczy wpatrywały się w nią jakby była pępkiem świata. Była piękna, George to wiedział, a od dzisiaj będzie tylko jego. 
-Witaj.
-Witaj. 
Nie rozmawiali zbyt dużo, głównie tańczyli. Nie odstępował jej na krok. Bal minął im wspaniale, a Hermiona straciła nadzieję na to, ze on się do niej odzewie. 
-Dziękujemy, kochani, to już ostatni taniec – powiedział profesor Filcwick. 
George odprowadził Hermione pod drzwi jej prywatnego dormitorium prefekta. 
-Była bardzo miło.
-Mnie również - Odwrócił się chcąc odejść – może napijesz się herbaty. 
Uśmiechną się pod nosem . 
-Jasne. 
Weszli do dormitorium. Usiedli na czerwonej kanapie. Hemrmiona wyczarowała dwie herbaty. 
-Więc co u ciebie? Czemu nie rozmawiałeś ze mną cały bal?
-Bo się zakochałem i ciągle o niej myślę. 
Hermiona była w szoku. Czyli jednak to nie ona. Litował się nad nią przychodząc tutaj.
Mina jej zrzedła. 
-W tobie głuptasku, w tobie -szepnął jej do ucha. W końcu był odważny, jak prawdziwy gryfon. 

niedziela, 10 maja 2015

Afire love

Witajcie!
Już wróciłam.
Nie mam słów na wytłumaczenie.
Mam nadzieję, ze się spodoba.
Dziękuję za komentarze Dama Blackowa i Cornelia Grey!
Postanowiłam wkleić całość razem.
Buziaki! 

AFIRE LOVE 
I could look into your eyes
Until the sun comes up
And we’re wrapped in light and life and love.
Put your open lips on mine
And slowly let them shut
For they’re designed to be together oh
With your body next to mine
Our hearts will beat as one
And we set alight
We’re afire love
~Ed Sheeran „Afire love”  

Piękna brunetka o czekoladowych oczach postanowiła się dziś upić. Całkowicie i niepowtarzalnie schlać, jak pospolity, mugolski menel. Cóż, miała do tego prawo. Chociaż jej przedwojenne „ja” oburzyłoby się na tę myśl. Dziś mijał rok. Rok od tego jak wymierzyła karę nie tylko jemu, ale i sobie. Jemu, bo tak kazał Wizengamot i sobie, bo za dużo czarodziejskiej krwi przelała. Nie pierwszy raz nachodziły ją takie myśli, ale z racji tego, że miną rok postanowiła to uczcić. 
-Ben, podwójną whiskey z  lodem, poproszę. 
Co z tego, że kosztuje, upijać trzeba się z klasą, zwłaszcza, jeżeli ma się kasy jak lodu. Bar „Klohe” był mugolskim klubem w jednej z luksusowych dzielnic Londynu. Hermiona Ganger od roku była w nim stałą klientką. Bardzo prawdopodobne, że niedługo ten znakomity umysł zostanie wyżarty przez alkohol, który wlewa w siebie litrami. Dziewczyna miała wyrzuty sumienia i złamane serce. Uciekała od magii odkąd wypełniła swoje ostatnie zadanie, jako tajny auror,niemalże niewymowny, jakim stała się po wojnie. Odtrącała każdego faceta jaki stanął na jej drodze. Jedynym jej przyjacielem stała się whiskey i Ben, kelner w barze „Klohe”, który jako jedyny nie próbował jej poderwać. Pomógł jej, a ona to doceniała. 
-Dostałaś drinka. 
Jej przemyślenia przerwał Ben. 
-Od kogo?
-Przystojny blondyn na czternastce.
Przystojny blondyn... ukradkiem obejrzała się w lewą stronę. To był Draco Malfoy, ale co on tu robił.  I jakim cudem ją odnalazł? Po śpiesznie wstała, zostawiła pieniądze na ladzie i wyszła nie oglądając się za siebie. Ból, który zaczęła odczuwać w sercu kiedy tylko go zobaczyła z minuty na minutę stawał się silniejszy. Zmieniła zdanie, dzisiaj upije się w domu. 

***
-Kim jest ta brunetka? 
Ben spoglądał na nieznanego blondyna z nieufnością. Ale kiedy zobaczył błysk w jego oczach, postanowił mu powiedzieć. 
-Ma na imię Hermiona. 
-Postaw jej drinka na mój koszt, whiskey z lodem. 
Ben odszedł kiwając głową, zanim jednak postawił przed Hemioną drinka zadał sobie jedno pytanie, skąd on wiedział co ona lubi. 

***
Blondyn patrzył jak dziewczyna, która od razu rzuciła mu się w oczy wychodzi z baru. Gdzieś już ją widział, ale nie wiedział gdzie. Zaczynał się powoli przyzwyczajać do luk w pamięci, ale jedmnak mimo wszystko coś nie dawało mu spokoju. Może to było jej imię. Nie wiedział. Wyszedł z baru i udał się prosto na stację metra z obrazem dziewczyny w głowie. Metro o tej porze było wyjątkowo puste, wsiadł do pociągu i odjechał w swoją stronę. 
-Hermiona, gdzie ja już słyszałem to dziwne imię? 
Nagle w głowie zamajaczyły mu dziwne obrazy. W przeświadczeniu o swoim złym samopoczuciu wysiadł z metra i poszedł do domu. Wszedł do swojego apartamentu i wziął tabletkę na ból głowy. Popił szklanką wody. Obraz dziewczyny nie dawał mu spokoju. Włączył telewizję z zamiarem obejrzenia czegokolwiek co odgoniłoby jego myśli.
-Hermiona, Hermiona....Granger. 
Powiedział do siebie po czym odpłyną w stan nieświadomości. 

***
Krzyki, krew, blade twarze i zniekształcone ciała. To była jej karma. Koszmary. Histeria. Niekontrolowane łzy. Jego twarz. Smutek. Rozpacz. Kara. Oblivate. Jego twarz. Cichy szept. Jego imię.
A hundred days have made me older
since the last time that I saw your pretty face

Granger. Kasztanowe włosy. Czekoladowe oczy. Uśmiech. Blask. Słońce. Rozpacz. Kara. Całość. Miłość. Bezpieczeństwo. Złość. Pustka. Strach. Bezsilnośc. Maska. Złość. Nicość.

A thousand lies have made me colder
And I don't think I can look at this the same

Nie widziała go. Niszczyła samą siebie. Chciała tylko zapomnieć. Ból. Rozpacz. Pustka. Te uczucia nie były jej obce. Każdej nocy śniła o nim .O tym co by było, gdyby jednak nie była marionetką Ministerstwa.
But all the miles that separate
Disappear now when I'm dreaming of your face

***
-Kingsley, on się zmienił. 
-Nie. Wyrok zapadł. Wszyscy śmierciożercy muszą ponieść karę. 
-Ale ja go kocham!
-Ty!? Ty nie masz uczuć.
Wyszła trzaskając drzwiami. Podjęła decyzję. Musi ponieść karę. Muszą. Oboje. On za przeszłość. Ona za... za wszystko.

-Myślałaś, że nie wiem?
-Czego nie wiesz Harry?
-Nie nazywaj mnie Harrym. Moja przyjaciółka nie mordowała ludzi!
Rzucił jej teczką w twarz i teleportował się prosto z salonu. Wiedziała co to za teczka. Wszystkie dokumenty jej zbrodni. Jej misji. Jej zleceń. Kim się stała? Nikim. 
Crabbe.
Goyle.
Mulciber.
Malfoy.
Avery.
Carrow.
Carrow.
Lestrange.
Rowle.
Selwyn.
Lista ciągnęła się bez końca, nie raz miała na sumieniu całe rodziny. Kiedy Kingsley proponował jej pracę, nie myślała, że tak się to skończy. Część mordowała. Część spotykały nieszczęśliwe wypadki. Inni tracili pamięć. Każde zlecenie było inne. A zlecenie dotyczące Dracona Malfoya wyjątkowe. 

Nie wiedziała, że się w nim zakocha. A jednak był inny niż myślała. Rozumiał ją. Miała się do niego zbliżyć by wyciągnąć informację. Ale teraz była egoistką, spotykała się z nim, bo tego potrzebowała. Potrzebowała jego. 

-Straci pamięć, albo ty ją stracisz, Granger. 
Nikt jej nie bronił, przyjaciół straciła już dawno. Musiała podjąć decyzję.

-Przepraszam, kochanie. Oblivate. 
Roztrzęsiona i zapłakana teleportowała się w Alpy. Zniknęła na miesiąc. Nikt jej nie szukał.

***
- Pamiętam wszystko. 
Po prostu stanął w drzwiach jej mieszkania. W ręku miał różdżkę.
-Co? Ale, jak?!
-Nawet mnie nie wpuścisz do środka? 
Ten jego zarozumiały uśmiech... przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo za sobą tęsknili.

With your body next to mine
Our hearts will beat as one
And we set alight
We’re afire love

Piosenki użyte w miniaturce to : Ed Sheeran "Afire love" i "Here without you" 3 Doors Down