piątek, 4 września 2015

Let Her Go

Polecam blog koleżanki!


Witam w nowym roku szkolnym! Jakieś interesujące wydarzenia u Was?
Jakbyście chcieli pogadać to używam czego takiego jak GG od czasu do czasu, więc zapraszam :)
Kolejna miniaturka inspirowana piosenką, którą wszyscy znają ----Passenger - Let Her Go

Jak parring? Czekam na opinię w komentarzach. 7


Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
And you let her go
-"Let her Go" Passenger

Zrozumiałem to wszystko trochę za późno. Jak zwykle. Spóźniłem się. A teraz topię smutki w butelkach whiskey. Bardzo dojrzałe. Zepsułem ją, złamałem, nagiąłem do swoich zasad, a ona, zamiast skopać mi tyłek... zgodziła się.  Nie rozumiem, dlaczego wszystko do czego się zbliżę, umiera. Zrozumiałem, że jej potrzebuję, kiedy odeszła. A odeszła, bo ją do tego zmusiłem. Pozwoliłem jej odejść.
Widzę ją gdy tylko zamknę oczy, topię jej obraz w każdym kieliszku. Zrozumiałem, że ją kocham. Za późno. Uwierzyłem w miłość za późno, by to zrobić. Była moim słońcem, oceanem, kontynentem. Więc, pozwoliłem jej odejść. 
Nikt nie może zrozumieć toku mojego myślenia, na czele ze mną. 
Zaczęło się tak niewinnie.
Uśmiechy na korytarzach Ministerstwa. 
Delikatny dotyk dłoni, przy podawaniu dokumentów.
Pocieszenia, do których wciąż mam ambiwalentny stosunek.
Pierwsze spotkanie na kawie. "Przypadkiem" wpadłem na nią w mugolskiej części Londynu. Chyba Granger nauczyła ją mowy tego świata. Bo ja nie wiedziałem nic. A jednak przeszedłem na drugą stronę tylko po to, by ja spotkać. Zamienić z nią kilka słów. Zacząłem wpadać w obsesję. Ale zbyłem te świadomość. Nie zauważałem, ze wspinam się na szczyt. Teraz już wiem, że tam byłem, bo tak szybko spadałem. Zawsze dostawałem to czego chcę. Ona stanowiła wyzwanie. Jej rozmarzony wzrok, nieobecność. Nazywali ją Pomyluną. Kiedyś to rozumiałem, dziś nienawidzę ich za to. nienawidzę tego, że szukała przeze mnie butów. Moim domem od zawsze był Dwór. Chociaż w ciągu ostatnich dziesięciu lat przestałem tak myśleć. Po tym co działo się tu podczas wojny... Ona nie wyglądała na taką, która przejmuje się czymkolwiek, a jednak biła od niej siła. Pewien magnetyzm, który ciągnął mnie do niej jak ćmę do ognia. Wiedziałem, ze to niebezpieczne. Dla nas obojga, a mimo to drążyłem. Aż w końcu stała się moim domem. Nie wiem kiedy to się stało. Czy wtedy, kiedy piliśmy razem kawę, mugolską, w miejscu, które było tak dziwne,  a mimo to je pamiętam. A może już wtedy na korytarzach Ministerstwa. Zapewne już na pierwszej, prawdziwej randce. W paryskiej restauracji, w której wyglądała jak dama z obrazu da Vinciego. Prawdopodobnie na jednym ze spacerów, podczas rozmów o życiu, być może wtedy kiedy razem rzucaliśmy kamyki do weneckiej fontanny. W pewnym momencie odkryłem, że jest moim światłem. Dlatego, mimo że dała mi całą siebie, nagięła swoje życie do moich zasad, a ja zmieniłem swoje dla jej, spróbowałem się od niej oddalić. Kiedy mówiłem, że nic do niej nie czuje patrzyłem się w sufit, tylko po to by nie widzieć łez w jej pięknych błękitnych i szczerych oczach. Zignorowałem narastające uczucie pustki i wyszedłem. Ta miłość przychodziła bardzo powoli. W końcu pracujemy razem odkąd tylko ukończyliśmy Hogwart. Ale zniszczyłem ją. Żeby bolało mniej, kiedy spotka kogoś kto zasługuję na nią bardziej niż ja. Nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham. Tak samo jak ona mi.
Śnię o niej, pragnę dotykać jej blond pukli, delikatnych niczym jedwab, a jednak wiem, że to tylko złudzenie. Wiem, że jest złudzeniem. A może kochałem ją zbyt mocno, więc pozwoliłem jej odejść? 
Kolejny raz widzę dno kieliszka. Nie liczę już, który.
-Draconie Malfoy'u musimy porozmawiać.
Podszedł do mnie jeden z aurorów.
-Do... dobrze, ale, ekhem, jak wytrzeźwieję - mówię, po czym się oddalam. Pozwala mi odejść. Tym razem ja odchodzę. Chwiejąc się na nogach. Padam na twarz zaraz za progiem pub'u. Nie zauważyłem, że za drzwiami czeka na mnie dwóch kolejnych aurorów. Jeden z nich rzuca na mnie enervatę*. Po tym, przynajmniej jestem w stanie z nimi wymienić kilka zdań.
-Był pan dzisiaj w domu panny Lovegood?
-Tak.
-Jest pan podejrzany o jej morderstwo.
-Moderstwo! - w moich oczach pojawia się panika. 
-Jedyna wiadomość jaką zostawiła to napis na ścianie, jej własną krwią: "kochałam cię". Panna Lovegood była w ciąży. Wiedział pan o tym?
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie pozwoliłem odejść jej. Pozwoliłem odejść im. Teraz, już nigdy nie będę miał domu. Niech mnie ktoś zabije. 

*wiem zaklęcie przywracające przytomność, aczkolwiek na potrzeby opowiadania nagięłam jego użycie 


4 komentarze:

  1. Smutna ta mini. Biedny Smok. Myślałam że się pozbiera. Ale wyszło fajnie.
    Życzę weny i pozdrawiam,
    Dama Blackowa
    w-cieniu-magii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach! A ja myślałam, że to Hansy... Ech.
    Słodkie to :)
    Choć nie, okrutne, znowu ktoś umarł... Biedna Luna ♥♥


    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie cccccc;;;;;;;;
    http://corka-hariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie cccccc;;;;;;;;


    Buziaki!
    Hariet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się znaleźć wenę dla Hansy ale znika gdzies miedzy 5h biologii 4h chemii i 3h fizyki xD
      Dziękuje ;-)
      Ostatnio ciagle mam takie pomysly, ach ta moja wena.

      Usuń
  3. Fajne miniaturki :) Czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń