środa, 3 grudnia 2014

Nie bez powodu...

Miniaturka, dla Mrs.M tak jak obiecałam :)
Nadal szukam bety!
I nadal czekam na komentarze!
Minimum dziesięć komentarzy do szóstego grudnia - wstawiam następną miniaturkę!
No i czekam na opinie nad pozostałymi miniaturkami.


Inspirowane opowiadaniem, które znalazłam całkiem niedawno na Mirriel " Nec plus ultra"

Uwielbiała święta, jedyny czas, w którym mogła się odprężyć. Czas, kiedy, jej dzieci wracają do domu. Kiedy, chodź przez chwilę stara się, nie martwić. Fakt, faktem w drugi dzień świat wspominała pierwsze naście lat swojego życia, Gideona, Fabiana, rodziców. To właśnie w ten dzień śmierciożercy zaatakowali jej braci, wyszkolonych aurorów! Mieli zaledwie trzydzieści lat. Fabian był duszą towarzystwa, a Gideon, on był rozważny, doskonale pamiętała jak Bonacjusz i Nadia często narzekali, na to, że Fab nigdy nie dorośnie. Jej kochani bracia, jej obrońcy! Pamiętała jak często wyjeżdżali do Ignatusa i Lucretii, wujostwo, często próbowało ich nauczyć arystokratycznego zachowania. Pamiętała każdy ich plan, który spalił na panewce, dzięki jej braciom. Jej młodsi bracia, jej ukochani powiernicy tajemnic. Doskonale pamiętała, ile raz chciała trafić ich upiorogackiem, ale zawsze ja zmiękczali. Robili jej malutki niespodzianki, kupowali czekoladki i dawali wskazówki, gdzie można je znaleźć.
Kiedy przystąpili do Zakonu, miała złe przeczucia, intuicja, która notabene nigdy jej nie zawiodła, podpowiadała jej, jak źle się to wszystko skończy. Niestety, żaden argument ich nie przekonywał, a ona miała już dwóch synów na głowie, nie mogła wiecznie opiekować się tylko braćmi. Bill i Charlie wymagali bardzo dużo opieki, a nie chciała całego zadania powierzać skrzatowi, który potem został jej odebrany przez zgorzkniałe wujostwo, widać cioteczka Black nie mogła się pogodzić z tym, że jej bratanica wyszła za mąż,za TEGO Weasley'a. Martwiła się o nich wszystkich o Teda i Andromedę,z którymi utrzymywała dobry kontakt po Hogwarcie, aczkolwiek stosunki zniknęły tuż przed śmiercią jej braci, kiedy to Narcyza i Bella próbowały zabić ją i małego Billa. Wtedy, dwie dorosłe kobiety, pokłóciły się niczym opętane hormonami nastolatki.
Nikły uśmiech pojawił się na twarzy Molly Weasley, która pilnowała, aby świąteczny pudding był dobrze zrobiony, magia może i wszystko usprawniała, ale ona wolała tego przypilnować. Pamiętała wszystko, czasem tego żałowała. Pamiętała widok jaki zastała w domu Longbottomów, to wolałaby zapomnieć,tak jak i wszystkich poległych w Pierwszej Wojnie! A teraz jej dzieci, JEJ WŁASNE DZIECI! Robiły to, co robili jej bracia. Pchały się do niedawno reaktywowanego Zakonu!
I jak ona mogła się nie martwić! No jak! Łzy pojawiły się w jej oczach na wspomnienie poszarpanych ciał jej ukochanych braci. Byli silnymi czarodziejami i byli znacznie starsi, niż Bill, czy Charlie, którzy chyba tylko na przekór jej, chcieli aktywnie przeciwstawiać się Voldemortowi. Niech będzie przeklęty, niech sam Godryk, Merlin, albo ktokolwiek jeszcze, zepchnie go w czeluści Piekła, Tartaru, czegokolwiek! Nie wiedziała, kiedy łzy zaczęły płynąć obficiej, nie zauważyła Artura stojącego w progu. Miała być silna, ale nie dawała sobie rady. Przypominały jej się wszystkie koszmary, martwi bracia, ich skóra zwęglona i poćwiartowana z pedantyczną precyzją. Wiedziała, że nie tylko Dołohow maczał w tym palce!
Nagle ktoś objął ją od tyłu i poczuła to, co czułą od tylu lat.
-Kochanie, wracamy do dziewięćdziesiątego szóstego roku – szepnął jej mąż – nic się im nie stanie, Dumbeldore, wie co robi,a Ty świetnie gotujesz. Czyżbyś kroiła cebulę, stąd te łzy? - powiedział z uśmiechem, zawsze umiał poprawić jej humor.
-Ty zostaw biedne warzywo w spokoju. I łapy precz od ciasteczek! - machnęła ścierką, delikatnie trącając go po ręku – To dla dzieci, niedługo się pojawią – dodała.
Pocałował ja tak jak zawsze, jak gdyby pierwszy raz, rozpędził czarne chmury, choć na chwilę, na moment. I za to była mu wdzięczna. Nie tylko pomagał jej wychować dzieci, ale był jedyny w swoim rodzaju.


-Nie powinnaś czasem robić swetrów, kochanie? - powiedział jej mąż, czym zasłużył sobie na lekko kpiące spojrzenie. Przecież już jutro Wigilia, oczywiście, że swetry miała już zrobione, w końcu nie bez powodu nazywa się Molly Weasley! 



Czytasz, skomentuj - nakarm Pana Wena :D 

10 komentarzy:

  1. Miniaturka cudna! Na poczatku myslalam, ze czytam o Hermionie. Potem, ze o nowo wymyslonej postaci. Dopiero w połowie domyslilam sie, ze chodzi o Molly! :D
    Koniec jest rozczulajacy. Faktycznie, wszystkie smutki i troski zazwyczaj przypominaja sie albo przed swietami albo w ich trakcie. Jednak w sumie to wcale nie musi byc przykre, ponieważ jest to znak, ze pamieta sie o tamtych osobach<3
    Bardzo przepraszam za to, że pisze nie zalogowana (odzywa sie len) i za wszystkie błędy czy literówki, ale jestem na wolno działającej komorce.
    Pozdrawiam ciepło!
    Czarna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej dziękuje!
      Ależ wybaczam, znaj moje miłosierdzie hihi ^^
      Mam nadzieję, ze zobaczę Cię tu więcej razy! :*

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Zabić, zamordować czy poćwiartować?
      Czemu akurat o swetrach mendo, poszatkuję cię w piątek :P

      Usuń
  3. Piękna miniaturka i w dodatku dla mnie. <3 Na pewno ją przeczytam jeszcze kilka razy, bo, szczerze mówiąc, czytając ją bardzo się wzruszyłam, sama nie wiem czemu. Na początku w ogóle wiedziałam o kim jest ta miniaturka, dopiero później się skapnęłam - chemia wyżera mi mózg. :D Pięknie wszystko opisałaś i jestem pod wrażeniem, no. Mam nadzieję, że takie wyjątkowe miniaturki; bo ta jest wyjątkowa bez dwóch zdań; będą pojawiać się często. :)
    http://niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chemia jest prosta! :D
      Pod wrażeniem? O matko... :)
      Dziękuję!

      Usuń
    2. Też tak myślałam, ale rozszerzenie nie jest wcale takie łatwe, jakie się wydaje. :D

      M.

      Usuń
    3. Skąd ja to znam :D
      Biologia to samo, szczególnie z moja sorką :-D

      Usuń
  4. Też na początku myślałam, że bedzie Dramione, ale zaskoczyłaś mnie pozytywnie! :) Cudownie przedstawiłaś uczucia Molly, a miniaturka sama w sobie bardzo emocjonalna. Czekam na coś nowego! :)
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Effy M.

    OdpowiedzUsuń