wtorek, 2 grudnia 2014

Ucieczka

Siedziała na jednej z wielu ławek w centrum Londyńskiego parku. Myślała nad sensem wszystkiego...Uciekła.... Jako prawdziwa gryfonka nie powinna uciekać. Ale świadomość tego, ze On może ja zranić.... Wybaczyła mu, wybaczyła wszystko co działo się przed wojna i w jej trakcie. Zaczęli się poznawać na nowo. Już piaty rok wspólnej pracy w jednym dziale, piaty rok od kiedy wybaczyła, ale nie zapomniała, przyjęła przeprosiny. Rok temu ich ledwo rozwijająca się przyjaźń przeistoczyła się w coś więcej. Burzliwy romans dwójki byłych wrogów. Pochodzących z innych światów. Mających inne charaktery. Ona i on dwie przeciwności, połączyły się w jedno. Zamknęła oczy.
Pamięta to jak  dziś. Kolejna udana akcja. Złapali ostatniego śmierciożercę. Uczcili to kolacja we dwoje. Dwa dni przed wielkim balem w Ministerstwie Magii. Tak kochani w  Ministerstwie Magii , zarówno Ona jak i On są czarodziejami. Kolacja jak kolacja. Draco, bo tak nazywa się osoba przed która Ona uciekła, zabrał ja w niezwykle miejsce. Aportował się z nią wprost na dach  jednego z najwyższych wieżowców w Londynie. Sam przyrządził wyśmienitą kolacje. Kupił najlepsze czerwone wino. Potem aportowali się do niej. Pili dużo, dużo czerwonego wina. Siedząc na równie czerwonej kanapie. Obok kanapy leżał biały , włochaty dywan. Pokój , nie był duży, ale nie należał do najmniejszych. Miał beżowe ściany. Piękne dębowe meble. Na ciemnej komodzie stal telewizor. Jedyny mugolski wynalazek w jej domu. Pamięta zdanie, które wypowiedział zaraz przed tym jak ja pocałował " Bałabyś się, bałabyś się spróbować czegoś nowego. Chciałabyś, aby ktoś kogo pragniesz został z  Tobą na zawsze?
-Nie, nie bałabym się. I tak, chciałabym, aby ten ktoś ze mną został.-odpowiedziała
-Wiec, daj mi szanse.-powiedział przyciszonym głosem i pochylił się nad jej ustami. Chwile wisiał nad nią jakby zastanawiał się czy na pewno tego chce. Owinął ja zapach jego wody kolońskiej, zapach, którego na pewno nigdy nie zapomni i pocałował ja. Najpierw delikatnie muskał jej cieple malinowe usta swoimi chłodnymi  w odcieniu bladej czerwieni . Kiedy ta oddala jego pocałunek równie  delikatnie jak on , ten całował ja coraz to namiętniej  Ona oddawała mu pocałunek z jeszcze większą intensywnością niż on. Atmosfera robiła się coraz bardziej namiętna . Ich języki tańczyły wspólny taniec. A oni zdejmował z siebie ubrania. Delikatnie powoli tak jakby im się nigdzie nie spieszyło, dopóki on nie zaczął całować jej szyki i obojczyków  Nie wytrzymała. Zaczęła coraz to gwałtowniej pozbywać się z jego wszystkich ubrań. On coraz bardziej spragniony  i podniecony zerwał z niej sukienkę. W kolorze głębokiej czerni. Została w koronkowej bieliźnie a on w bokserkach. Przez które widać było jak bardzo dobrze obdarzyła go natura. Oderwał się od jej ust tylko na chwile,pytając szeptem "na pewno tego chcesz" ona tylko kiwnęła głową na znak potwierdzenia. On nie mogąc się powstrzymywać rzucił się niczym drapieżca na jej usta jednocześnie odpinając jej koronkowy stanik. Schodził z pocałunkami  co raz niżej . Kiedy doszedł do piersi jedna z nich pieścił ręką a druga ustami co chwila lizać ssać lub przygryzając  Potem zmienił  rękę z ustami . Jego druga ręką powędrowała.do jej ud. A jej  ręce błądzimy po jego umięśnionych plecach. Pragnąc więcej i więcej. Kiedy doszedł z pocałunkami do krawędzi jedynej części  garderoby dziewczyny zatrzymał się i powtórzył.pytanie "jesteś pewna ze tego chcesz"  ona nie odpowiedziała przyciągnęła go do swoich ust popatrzyła prosto w jego oczy, w których można było zobaczyć rządzę, drapieżność i podniecenie. To samo on widział w jej oczach. Przyciągnęła go bliżej i wpiła się w jego usta. On w odpowiedzi jeszcze bardziej pogłębił pocałunek i zerwał z niej  ostatnia część garderoby. Ona nie pozostała mu służba zdjęła z niego bokserki. Obudzili się następnego dnia  wtuleni w siebie. Na niewygodnej kanapie w jej salonie. Owinięci jedynie kocem. Jakimś cudem pamiętali to jak spali ze sobą. Nie pamiętali  części rozmów  przy winie i akompaniamencie muzyki. O dziwo nie mieli wielkiego kaca. Tylko ja bolała głowa. Kiedy tylko obudziła się przypomniała sobie co wyrabiała z Nim i uśmiechnęła się ze świadomością, że chciałaby to powtórzyć. On przyglądał jej się od dłuższego czasu
Trzymając ręce na jej talii w żelaznym uścisku.
Gdy tylko otworzyła oczy złożył na jej ustach pocałunek, a potem zapytał.
-Zostaniesz moja dziewczyną?
Ona się tylko uśmiechnęła, pocałowała go i odpowiedziała
-Tak.
Zawisł chłodniejszy wiatr, zadrżała z zimna, ale już wiedziała co zrobi. Rozejrzala się po parku, nie było nikogo. Robili się już ciemno, a była późna jesień. W świetle latarni spadające liście wyglądały tak wspaniale. Ten nikły blask księżyca dodawał temu miejscu uroku. " Czarownica mugolskiego pochodzenia i arystokrata czystej krwi"  tak brzmiały nagłówki  Proroka Codziennego dzień po Wielkim Balu w Ministerstwie. "Zabawa. Czy życiowa decyzja", " Malfoy i  czarownica mugolskiego pochodzenia, przecież to niedorzeczność" . Zwalczyli to razem, tak jak i wiele innych przeciwności losu, które napotkali przez rok. A teraz, a teraz ona się boi. Wstała i aportowała się z cichym trzaskiem. Znalazła się w holu o blado niebieskich ścianach i drewnianej podłodze. Udała się do jego pokoju. Wiedziała, ze tam go zastanie. Podejrzewała, ze z butelka Whiskey w ręku i papierosie w drugiej. Z reszta co tu się dziwić, po tym co mu powiedziała."Siedzieli na kolacji  dzisiejszego wieczora. Jak zwykle po pracy zabierał ja w urokliwe miejsca, nimi ze upłyną rok, on ciągle pokazywał jej coś nowego. Dzisiaj jedli kolacje na szczycie Big Bena. Dzięki czarom było bezpiecznie. Nagle nie wiadomo skąd, jak i kiedy, Draco uklęknął przed nią, wuja piękne czerwone pudełko i spytał
-Wyjdziesz za mnie?
Zamurowało ją. To jeszcze za wcześnie. A co jak będzie coś nie tak. Albo zostawi ja.... Gdybała..... Spojrzała na otwarte pudełeczko w rękach mężczyzny. Pierścionek był naprawdę piękny. Szczere złoto z drobnymi szmaragdami i rubinem. W rodzinie od pokoleń. Zaczarowany. Jak założyła go na palca, to dopóki twój syn nie znajdzie odpowiedniej kandydatki nie możesz go zdjąć, jedynym wyjątkiem od reguły była śmierć. Narcyza Malfoy, matka Dracona zmarła dwa lata po wojnie. Stała i patrzyła na postać klęczą a przed nią z pięknym pierścionkiem w ręku.
-Ja.....ja nie wiem.-odpowiedziała, bala się cholernie się bala. To wykluczało jej gryfonska postawę, ale ona tak bardzie id bala. Aportowala się do parku. A teraz stoi pod jego drzwiami i rozwarza decyzje na cale życie. Weszła bez pukania. Dracona zastała w stanie względnie trzeźwym z kolejna fajka. Gdy tylko ja zobaczysz, zatrzymał rękę w połowie drogi do ust.
-Jeśli przyszłaś po rzeczy,to są w szafie-powiedział oschle. Ja to jednak nie zraziło podeszła do niego i powiedziała.
-Możesz powtórzyć to co powiedziałeś na kolacji.
-Po co ? Chcesz mnie znów upokorzyć.
-Nie-powiedziała spokojnie- chce Ci dać odpowiedz.
Poddał się. Uklęknął przed nią, miał szansę czynu by z niej  nie skorzystać, może akurat mu odpowie "tak" . Pudełko z pierścionkiem nadal miał w kieszeni od garnituru. Wyjął je, otworzył i powiedział :
-Hermiono Jean Granger, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moja zona?-powiedział obojętnym tonem. To też ja nie zraziło. Wiedziała, ze tak będzie. Kucnęła na przeciw niego i odpowiedziała:
-Tak-zamurowało go- Zostanę Twoja żoną Draconie Lucjusu Malfoy'u.-Gdy to tylko powiedziała, on otrzeźwiał momentalnie, włożył jej cudowny pierścionek na palec. Nie mogła zerwać zaręczyn, nie mogła od niego odejść, nie mogła go zdradzić. Wiedziała o tym, opowiadał jej. Porwał ja w ramiona i namiętnie pocałował. Ona oddala mu pocałunek z taka sama pasja. Domyślcie się jak skończyła się ta historia. Jeśli nie wiecie to wam powiem Happy Endem. Bo przeciwności się przyciągają i przeznaczenie daje o sobie znać. Nie wolni się bać, poddawać trzeba walczyć. Trzeba walczyć o życie, szczęście. Nie o miłość. O prawdziwa miłość nie trzeba walczyć. Oni pokonywali razem wszystkie przeciwności losu. A kiedy pech chciał ich rozdzielić ona mu się przeciwstawiał i poszła do niego. Zostając jego narzeczona. Kilka miesięcy później odbył się ich ślub. Została zona i matka ich dzieci. Czwórki wspaniałych dzieci.

 "Bo prawdziwa miłość, przetrwa wszystko. Nawet odrzucenie. Trzeba tylko trochę pomyśleć".



Oryginał dostępny tutaj

1 komentarz: