poniedziałek, 1 grudnia 2014

W ramach rekompensaty

Jak mam rozpoznać swoją Drugą Połowę?
Nie bojąc się ryzyka. Ryzyka porażki, odrzucenia, rozczarowań.
Nigdy nie wolno nam rezygnować z poszukiwania Miłości.
 Ten, kto przestaje szukać, przegrywa życie. 

Znów go widziała. Szedł Pokątną w stronę Gringotta. Jak co tydzień. Jego długie, proste włosy rzucały perwersyjne cienie wśród świateł mijanych latarni. Ludzie schodzili mu z drogi. Budził strach. A ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Często zastanawiała się jaki jest w łóżku, tak naprawdę. Bardzo często. Częściej niż ktokolwiek mógłby ją o to podejrzewać. Przecież ma dwadzieścia lat powinna zachowywać się rozsądnie. Przynajmniej opanować rządzę. Cholera jasna! Przecież pokonała Voldemorta. Pieprzone pożądanie!  Kląc jak goblin, wracając z pracy do domu przyglądała się jemu. Od dwóch lat o nim myśli. Od ich ostatniego spotkania. O którym nie wiedział nikt zwłaszcza syn i żona.
Zaczęło się normalnie. Ona awansowała na szefa Departamentu Przestrzegania Prawa i miała dużo na głowie, a on... bywał tam często. Wpadli na siebie przypadkiem. Ona wychodziła z gabinetu, on szedł zamyślony. Uderzyli w siebie z takim impetentem, że on, mimo swojej postury, ledwo utrzymał się na nogach. Ona upadła łamiąc lewą szpilkę i boleśnie tłukąc sobie pupę.
„Uważaj jak chodzisz szla... kobieto!”
Wykrzyknął, po czym machnąwszy różdżką odszedł w stronę wind. Siedziała w szoku patrząc na naprawiony obcas.
Cholerny czarodziei!
Kilka dni później dostał sowę. Paczkę, opakowaną w aksamit o odcieniu butelkowej zieleni. Pudło. Tak, to chyba idealne określenie. A w środku. Piękne czarne szpilki wprost z nowej kolekcji Tiffanego. Wiedziała, że ma gust. Styl. Szyk. Ale coś takiego przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Obok butów leżała kartka, napisana schludnym, eleganckim pismem.
„W ramach rekompensaty”
Trzeba przyznać ich początek miał klasę. Potem widywali się na spotkaniach szefów departamentu, balach. Mimo, że często w pobliżu była jego żona. Ona nie potrafiła się w nim nie zakochać. Po pół roku znajomości wylądowali w łóżku. Szybki numerek relaksacyjny po alkoholu. A potem on uciekł. Nic dziwnego, był ustabilizowany. A ona była tylko przygodą. Nie wiedziała, ze on też ją obserwuje, że też powoli coś w niej go zamraczało. Wtedy tego cholernego lutego było ich ostatnie spotkanie. Na balu charytatywnym. Nie było wtedy jego żony. Choroba powoli wykańczała jej ciało.
A teraz ma 46 lat i jest wdowcem. A mimo to kobiety patrzą na niego pożądliwie.
On ogląda się za tą jedną, która zauroczyła go jak żadna. Mugolaczka. Kobieta z klasą. Cholera! Przecież on nawet nie pamięta jaka jest!
Jej bursztynowe oczy często nawiedzają go w snach! Wyobraża sobie te dłonie oplatające ciało. Paznokcie wbijające się w barki. Cholerne pożądanie!  W końcu jest facetem! Czuje ten wzrok, który przepala aż do szpiku. Potarł zmarznięte dłonie i wszedł do Gringotta w końcu nie przyszedł tu na darmo.
Teleportowała się z cichym trzaskiem.  Uprzednio kupując wino i czekoladę. Pukanie sowy przerwało jej konsternację. Wpuściła ją do mieszkania wraz z mroźnym powietrzem i płatkami śniegu. Pakunek opakowany w aksamitną butelkowozieloną wstążkę i już wiedziała od kogo to. Miała to coś wyrzucić, ale nie mogła się powstrzymać. Po dwóch latach w końcu dał znak życia!
Otworzyła pakunek i ujrzała burgundową suknię z odsłoniętymi plecami od Coco Chanel. Ten szyk i elegancja. Po chwili usłyszała dzwonek do drzwi w drodze do nich zastanawiała się gdzie ją ubierze. Nawet nie spojrzała przez wizjer. Otworzyła drzwi szeroko się uśmiechając, by po chwili zamknąć je z trzaskiem tak gwałtownym, że tynk wokół drzwi pękł. Nie ulegnie mu, cholera nie!
Niestety zapomniała z kim ma do czynienia. Pyknięcie teleportacji było słyszalne. Pojawił się w salonie. Z kwiatami i butelką wina. Patrzyła się na niego zdziwionymi oczami. Nie ośmieliła się ruszyć. Ruszył do niej nieśpiesznym krokiem. Po drodze zaciągając swój zimowy płaszcz.
-Mam nadzieję, ze tę sukienkę założysz na bal.
-Nie idę na bal.- Odpowiedziała z mocą.
Jego wzrok podpowiadał jej że się myli.
-Pozwól, że naleję nam wina. - powiedział ignorując ją i ruszając do kuchni.Po chwili pojawił się przy niej z kieliszkami czerwonego, wytrawnego wina.
Nie ulegnie mu!
Czuła jak miękną jej kolana. Patrzyła się na niego z co raz to bardziej zamglonym wzrokiem. Pochylił się nad nią całując ją!
Dostał z liścia. A prawdę mocno.
-Co ty sobie kurwa myślisz! Że przyjedziesz ot tak po dwóch latach i co pobawisz się i pójdziesz w cholerę! Chyba kpisz! Co ty kurwa apffffff...
Nie zdążyła dokończyć. Lucjusz umiejętnie skupił jej uwagę na czym innym. Tej nocy Hermiona miała błagać go o więcej.
A on cóż oświadczy się jej za tydzień, dwa. Bo wie, że nie da rady bez niej żyć.

Życie to nie bajka, 
ale marzyć można! 
A nóż marzenia 
się spełnią!



Oryginał znajdziecie  tutaj

4 komentarze:

  1. Cześć!
    Aż szok, że nikt jeszcze nie skomentował tej miniaturki! Bardzo miła, przyjemnie się czytało. Uwielbiam Lucmione i Sevmione, więc dzięki, ponieważ poprawiłaś mi humor.
    Weny życzę!
    cersei1
    PS: Dziękuję za komentarz na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim dziękuję za odwiedziny :D
      Cieszę się bardzo, ze Ci się podoba.
      Zapraszam również do komentowania moich sevmione, które znajdziesz w spisie treści. Z pewnością nie raz zajrzę na Twój blog.
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Przeczytała. I oh, bardzo fajna tylko ja tak strasznie wielbię Dramione, że odczuwam dziwny niesmak czytając o jego ojcu haha. Ale opowiadanie samo w sobie nie patrząc na paring jest bardzo ciekawe. Patrząc chronologicznie jak są pisane opowiadania z każdym kolejnym są one bardziej hmm przemyślane nie wiem takie mam wrażenie :) Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń