niedziela, 28 grudnia 2014

Nie uciekniesz przed przeznaczeniem.

Chyba najdłuża jak do tej pory.
Mój debiut z takim parringiem.
Mam nadzieję, że sie spodoba.
Buziaki.



          Ronald Weasley nigdy nie spodziewałby się po sobie takiego uczucia. I to jeszcze do kogoś takiego... Nie może po prost za dużo wypił. Ale czy trzy butelki whiskey to dużo, a może mało?
Tego już nie wiedział. W sumie, nie wiedział już nic, zasypiając na niewygodnej kanapie w salonie, swojego nowego mieszkania.
Millicenta Bulstodore zastanawiała się co jej strzeliło do głowy. Jak mogła coś takiego zrobić!? Jak mogła przespać się z gryfonem! G.R.Y.F.O.N.E.M. I to nie byle jakim gryfonem, a samym RONALDEM WEASLEY'EM.  Wkopała się, na dodatek zakochała. Cóż, Milli na pewno ma teraz problem, a wszystko zaczęło się tak niewinnie.

Trzy miesiące temu...

-Przepraszam, naprawdę nie chciałem pani potrącić.
-Nic się ni stało...Weasley!
-Bulstrodore!
-Emm...cześć – dodała z lekkim, nerwowym uśmiechem.
-Cześć. Przepraszam, ze na ciebie wpadłem. W końcu jest śnieg i eee jest ślisko – wyjaśnił, jąkając się. Nie spodziewał się jej w tej części Londynu. Ledwo ją poznał, schudła, na nogach miała szpilki , na sobie kremowy, beżowy, albo jakiś taki płasz z dużymi czarnymi guzikami, a podspodem chyba miałą czarną sukienkę, albo spódnice, do tej pory nie wiedział co jest czym.
-Nic się nie stało.
-Może w ramach przeprosin pójdziesz ze mną na kawę – dodał z uśmeichem, nauczył się tego ostatnio, kiedy Hermiona zaczęła spotykać się z Draconem, wstyd przyznać, ale w końcu postanowił przyciągać kobiety, więc popatrzył troche na Malfoy'a, reszty nauczył się sam.
-Chętnie – odpowiedziałą z uśmiechem, już wtedy w jej ciemnych oczach gościły śnieżne błyski.

Spotykali się codziennie. Na początku niby przypadkiem. 

-Cześć.
-O część Milli, co tu robisz?
-Stwierdziałm, ze kilka słodyczy nie zaszkodzi.
-No tak wiadomo, słodycze w skelpie Zonka są niezastąpione.
-Najlpsze na świecie!
-A jadłaś tort czekoladowy w lodziarni Floriana Fortescue'a  - odpowiedział szeptem.
-Nie – cicho wyszeptała w jego ucho. Poczuł przyjemne dreszcze. Zapłacił za swoje io jej zakupy. Machnął różdżką, żeby je odesłać i pociągnął ja w stronę lodziarni.

Na początku nie rozmawiali o niczym specjalnym.

-Więc czym się zajmujesz?
-Jestem organizatorką imprez?
-Jakich imprez?
-Mugolskich, czarodziejskich. Pracuję w firmię, w sumie sama ją założyłąm.  Bale w Ministerstwie, imprezy w mugolskim świecie, Sylwester i takie tam. To wszystko jest na mojej głowie.
-Interesuje cię to?
-No jasne, to praca, którą kocham. A Ty co robisz?
-Jestem aurorem. Pewnie wiesz, ze szefem jest Harry. Ja, jak zwykle, jestem jego zastępcą.
-Lubisz to?
-Jasne! Po wojnie, ciężko jest mi żyć bez adrenaliny.
-A mi bez stresu – dodała z uśmiechem.
-Masz ochotę na deser?
-Pewnie. Co cię skłoniło do zaproszenia mnie na kolację?
-Merlinie, czuję się jak na przesłuchaniu.
-Ugh przepraszam. Przyzwyczajenie.
-Nie szkodzi. Takiej pięknej kobiecie, można wybaczyć wszystko – jej rumieniec potwierdził, to, ze jeszcze trochę i będzie miał ją w garści – odpowiadając na twoje pytanie – odrzekł z uśmiechem -  miło mi się z tobą rozmawia.
-Mi z tobą też, ale lepiej by było, gdybys nie mówił z pełnymi ustami – dodała z uśmiechem.
-O nie, znowu to robię.
Wybuchli śmiechem. Potem on odprowadził ją do domu,a  ona pocałowała go w policzek. Kto wie, może już wtedy zaczęli się w sobie zakochiwać.


Ale później zaczęły się poważniejsze rozmowy. 

-Dlaczego spotykasz się ze ślizgonką?
-A dlaczego by nie?
-No wiesz jestem jedną z tych złych, z tych, których krweni byli po stronie największego mordercy wszech czasów. A nie przepraszam, nikt nie pobije Hitlera i Stalina.
-Jakim cudem orientujesz się w mugolskiej historii?
-Jest ciekawa, historia jest ciekawa. Nie tylko mugolska, nasza też. Z reszta jestem półkrwi, rodzice mnie sporo nauczyli. Dopóki żyli,  potem dziadkowie próbowali we mnie wpoić wrogość do szlam, na początku byłam na to podatna, ale potem dotarło do mnie, że przecież mój ojciec był mugolem.
Wszystko mówiła obojętnym, wypranym z emocji głosem, ale on wiedział, że tęskni, że przeżywa to ciągle i ciągle na nowo.
-Opowiedz mi o nich.
-Mama, była piękna, wiem ciężko w to uwierzyć patrząc na mnie, szczególnie, jeżeli pamieta się mnie z czasów Hogwartu, ale tak, była piękna. Miała kruczoczarne włosy i ciemne oczy, alabastrową cerę i mimo swego wrednego charakteru i ostrego temperamentu kochała wszystkich. Potrafiła być wyniosłą arystokratką, po to by w następnej chwili stać się kochającą żoną i matką. Była naprawdę pokręcona. Uwielbiała dewizę, mówiącą o starzeniu i zabawie, coś co brzmiało mniej więcej tak: Ludzie przestają się bawić, nie dlatego, że się starzeją, ale starzeją się, bo przestają się bawić – widział łzy w jej oczach – Tatuś, on był kochany. Dawał mi prezenty i czekoladki. Wygląd odziedziczyłam po nim. Cóż on był przystoiny, jakbym byłą facetem, myśle, ze też bym była ładna – dodała z lekkim, smutnym uśmiechem – Ale cóż dość o mnie. Jak to jest mieć tak dużą rodzinę?
Zaśmiał się tym swoim niepowtarzalnym śmiechem.
-Naprawdę, chcesz to wiedziec? - kiwnęła twierdząco głową – Ciekawie. Przede wszystkim uczy cię cierpliwości. I negocjacji. I tego jak kombinować, zeby tobie się nie oberwało. Ale myślę ze też daje dużo miłości i radości. Mimo wszystko. Jak wiesz u mnie się nie przelewało, ale myślę, że dzięki temu zaczęliśmy się bardziej kochać. Wiesz na początku czułem się przez nich odrzucany, ale po wojnie zrozumiałem, ze oni starali się kochać nas wszystkich tak samo, ale kiedy jednemu z nas coś się działo to na nim była skupiana cała uwaga. Myśle, ze to tak właśnie działa. Wiem jedno, po dwudziestu pięciu latach mojego życia postanowiłem dojrzeć. Musiałem dostać porządnego kopa od życia. Wojna mnie zmieniła, a potem był związek z Hermioną, swoją drogą to było bardziej przywiązanie niż związek. Spod opieki jednej matki, wpadłem w ramiona najlepszej przyjaciółki. To...nie było dobre. Zostałem bohaterem narodowym. Wtedy chyba po raz drugi od dawna, poczułem się równy moim przyjaciołom. Zawsze czułem się odtrącony, ale teraz już wszystko zrozumiałem. Potem było pełne emocji rozstanie i powrót do przyjaźni, chociaż nie jest tak jak dawniej, ale pracujemy nad tym – uśmiechną się smutno – potem ten związek z Padmą. Merlinie nigdy więcej! A teraz staram się cieszyć nudnym życiem singla.
-A może masz już kogoś na oku?
-Jest taka jedna.
Widział jak pobladła.
-Może – odchrząknęła – może coś o niej opowiesz.
-Jest urocza, ale chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. Skromna i zmieniła się tak bardzo, ze nie poznałem jej, chociaż, można powiedzieć, znam ją długo.
-Może ja też ją znam.
Nie wiedziała kiedy znalazł się obok niej z dłonią na jej dłoni. Jej krótki chude, wykrzywione palce kontrastowały z jego grubymi i dużymi, przyzwyczajonymi do ciężkiej pracy.
-Och – zrobiło jej sied ziwnie gorąco – może powiesz mi o kogo chodzi?
Przybliżył się jeszcze bardziej, czuła jego oddech na swoich wargach.
-O ciebie.
I w końcu ją pocałował. Po jedenastu przypadkowych spotkaniach. Na pierwszej randce. Miesiąc od ich pierwszego spotkania.

Potem było już tylko lepiej. 

Kolejne dni tylko obfitowały w spotkania i rozmowy. Ronald Weasley zachowywał się jak nie on. Przynajmniej nie taki, jakim go pamiętała. On dowiedział się o jej życiu. O dziakach, którzy traktowali ją jak popychadło. O życiu w slytherinie. O tym, ze ciągle myślałą, ze powinna być w Huffelpuffie . O tym jak odkrył swoja odwagę i zdolnosci przywódcze. Jak zdecydowała się na mugolskie studia. Ona dowiedziała się o jego nagannym zachowaniu. O tym jak długo próbował się zmienić. O wstrząsie po śmeirci brata. O tym, ze oni – jasna strona, wcale nie czuje się taka „jasna”. O ich bólu i ich stratach , o ich depresji i żalu, o strachu jaki czuli. O tym, ze wygrani czuli się jak rpzegrani.
Ona stwierdziłą, zę gryfoni jednak nie są tacyu źli. Poznała Ginny Potter, siostrę Rona, poznała cała jego rodzinę, poznała jego przyjaciół .W końcu czuła się jak w domu, a to wszystko przez jeden miesiąc.
On zmienił zdanie o ślizgonach. Posdtarał się wybaczyć Drasconowi, tylko dzieki niej, nie Hermionie. Rozmawiał z Blaisem Zabinim jak z człowiekiem. Wymienił uścisk z Teodorem Nottem, najbliższym przyjacielem jego, nie wiedział kim ona dla niego jest, wiedział, ze Nott był przy niej zawsze i, że to tylko przyjaźń, a jednak był o niego cholernie zazdrosny.

Chyba oboje się zakochali.
Jednak on nie całował jej przez kilka następnych spotkań. Do czasu.

Tłumione uczucia zawsze wyjdą na wierzch. 


Nastał piękny dzień, dwudziesty czwarty marca dwatysiace piątego roku. Millicenta Bulstrodore obudziła się z uśmeichem na ustach,  czyli tak jak zawsze od trzech miesięcy. Miała przeczucie, że dzisiaj ważny dzień, jeszcze tylko nie wiedziała dlaczego.
Ronald Weasley obudził się tego dnia wczęsniej niż zwykle, jak zawsze głodny, ale mimo to w doskonałym humorze.
Spotkali się jak zwykle o 20. w lodziarni.
-Może masz ochotę dzisiaj potańczyć?
-Ja? Ja nie umiem tańczyć.
-To cię nauczę. Pójdziemy do takiego jednego mugolsko-magicznego klubu.
-Ehh no okay. Tylko pójdę się przebarać.
-Pójdę z tobą.
Chwilę później byli w salonie Millicenty. Mieszkała w małym mieszkanku na obrzeżach Londynu. Pokój kuchnia łazienka i salon.
-Czuj się jak u siebie.
Pół godziny później pojawiła się z idealnym makijażem i czarną sukienką do połowy uda, praiwe ściśle przylegającą do ciałą. Może nie była idealna, ale dla niego była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział.
-Jesteś piękne.
-Dziękuje – zarumieniła się.
-Nie rumień się taka jest prawda.
-Dawno słyszałam komplement, ostatnio od taty, kiedy jeszcze żył.
-Ciii, nie rozmaiwajmy dziś o tym.
Mieli się teleportować, ale kiedy tylko dotknął jej ręki, nie mógł się powstrzymać i ją pocałował. Z pasją oddała pocałunek. Potem zniknęli za drzwiami sypialni.

Czasem potrzeba kopa w tyłek. 

Przez tydzień się unikali. Potrzebna była interwerncja. I to nie byle kogo, a samego Teodora Nott'a.
-Posłuchaj mnie Łasic, myślałem, że chociaż troche rozumu ci przybyło. Jak widac myliłem się – przywalił mu w twarz, aż ten się zatoczył – Ona cię kocha idioto. Nie wiem dlaczego, ale tak właśnie jest. Lepiej tego nie spieprz.
-Cholera – szepnął rudy, po chwili było słychać już trzesk teleportacji.
Teodor Nott uśmiechnął się, diabelskim uśmiechem. Teraz wszystko jest w ich rękach.


Nie uciekniesz przed przeznaczeniem. 


-Milli otwórz, proszę cię.
-Pieprz się! Potraktowałeś mnie jak szmatę, a ja myślałąm, że się w tobie zakochałąm – to ostatni nie było przeznaczone dla jego uszu, jednak był aurorem i słyszał wszystko. Wyłamał drzwi i szybko znalazł się przy niej.
-Nie szarp się, uspokój. Myslałem, ze nic dla ciebie nie znaczę, że jestesmy przyjaciółmi, ty jesteś piękną ślizgonką, ja gryfonem, który ma pełno kompleksów. Ale cholera jasna Bulstrodore zakochałem się w tobie.
To ja uciszyło i uspokoiło.
-Ja w tobie chyba też.

Co było dalej? 
Sama nie wiem. 
Pewnie żyli długo i kłótliwie,
... ale razem. 

12 komentarzy:

  1. Hmm... Ciekawy parring. Nigdy nie wpadłabym na taki błyskotliwy pomysł połączenia tych dwóch osób! ♥
    ~Chriss

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna miniaturka, podoba mi się, oni nawet by do siebie pasowali <3 Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :) Oryginalna para :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby szalony pairing, ale po chwili doszlam do wniosku, ze naprawde Ron z Milicenta pasowaliby do siebie... moze to dlatego, ze zwiazek Rona i Hermiony uwazam za najwiks

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch glupi telefon! Za najwiekszy blad Rowling, ale naprawde, wyszla Ci bardzo fajna miniaturka z R i M w rolach glownych :) (ps - uwazaj tylko na literowki)

      Usuń
    2. Dziękuję!
      Każda autorka ma swoją wizję, chociaż przyznam, ze Ron i Hermiona to zbyt... idealne ;)

      Usuń
  5. Hmmm nigdy jeszcze nie czytałam nic o tej parze. O dziwo dochodzę do wniosku, że pasowali by do siebie. Albo może to Twoja zasługa. Bardzo fajnie ich opisałaś. W ogóle każde Twoje opowiadanie ma w sobie to coś :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, płaczę ze śmiechu. Wyobraziłam sobie scenę Teodora i Rona, jak Nott stoi i leje go taką kuchenną ścierką w kuchennym fartuszku Pani Weasley! Aż otarłam łezkę rozbawienia.
    Miniaturka, która najbardziej przypadła mi do gustu z twojego bloga. Faktycznie dobrze, że dałaś ją do kategorii ,,inna", nigdzie indziej bym jej nie przypisała. Ładnie opisałaś Milicentę, chociaż mogłaś dodać więcej jej ślizgońskiego charakterku, trochę mi go brakowało. Ron za to wyszedł, w niektórych chwilach, idealnie. Taki Ron, chwilami przygłupi, kochany - ale ładnie wkomponowałaś to, że mimo wszystko wydoroślał.
    Dalej uważam, że oni do siebie nie pasują, ale jeśli ty miałabyś napisać większe opowiadanie, z pewnością wyszłoby to realistycznie. :)
    I błędy, bo ja nie mogę tylko chwalić... nie mówię o interpunkcji, ale błędy ORTOGRAFICZNE? ,,Dojżeć", kiedy Ron opowiadał o swojej rodzinie.

    Całość wyszła dość ładnie, muszę Ci powiedzieć. Może jeszcze dzisiaj coś twojego przeczytam, ale najpierw... spać. Dużo snu chcę.

    Salvio
    http://powojenna-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę znaleźć tego błędu, może to blogger znów wariuje, nie wiem....
      Dziękuję! :)

      Usuń